Ostatni dzień byłem
w pracy 17 maja 2008 roku (sobota, tego dnia w muzeum prowadziłem
wykład połączony z prezentacją multimedialną w ramach „Nocy
Muzeów”). Wypowiedzenie mi umowy o pracę, nastąpiło
bezpośrednio po moim powrocie z urlopu (chodziło o czas bez mojej
obecności w muzeum, tak aby można było „spokojnie” przygotować
moje „odejście”), w dniu 26 maja 2008 roku wręczone mi zostało
wypowiedzenie umowy o pracę z przysługującym mi trzymiesięcznym
okresem wypowiedzenia z jednoczesnym zwolnieniem mnie w tym czasie od
obowiązku świadczenia pracy. W trakcie jak się pakowałem i
wynosiłem swoje rzeczy z muzeum (miałem w pracy dużo prywatnych
książek koniecznych do pracy) byłem kilkakrotnie ponaglany do
wyjścia i straszony usunięciem siłą. W tych okolicznościach
oświadczyłem, że gdybym był wyrzucany siłą, będę dzwonić do
Państwowej Inspekcji Pracy. Cały dzień pilnowali mnie na polecenie
Piotra Ś.: Ewa Z., Dorota W., Bogumiła M., Sebastian J. i
pracownik ochrony Bogusław M. Bez mojej wiedzy zagarnięto moją
służbową pieczątkę. Po opuszczeniu muzeum następnego dnia
wróciłem celem zabrania pozostałych moich rzeczy ale nie zostałem
już wpuszczany (pozostałe książki wrzucono do kartonów i oddano
dopiero po jakimś czasie). Po 26 maja 2008 roku nie byłem
wpuszczany do muzeum. Po usunięciu mnie z pracy szukano powodów do
postawienia mi fikcyjnych zarzutów.
Powodem zwolnienia
miała być moja rzekoma „konfliktowość”, która ujawniła się
dopiero po blisko 11 latach pracy w warszawskim muzeum. Przez cały
czas pracy w muzeum systematycznie awansowałem, pracodawca wysyłał
mnie na swój koszt na różne kursy, szkolenia, studia podyplomowe.
Otrzymywałem również nagrody pieniężne oraz premie. Przez
ostatnie 5 lat byłem kierownikiem działu merytorycznego. Nigdy nie
otrzymałem żadnej nagany ani kary. Przez cały okres zatrudnienia w
muzeum nigdy w stosunku do mojej osoby, ani ze strony pracodawcy, ani
ze strony innych współpracowników nie były pod moim adresem
kierowane żadne zarzuty.
Fikcyjny powód
wypowiedzenia umowy o pracę, całkowicie odbiegający od
rzeczywistości i drastyczny sposób w jaki zostałem odsunięty od
świadczenia pracy są to szykany spotykające mnie w ramach
szczególnie wrogiej kampanii ze strony byłego pracodawcy, mające
na celu zdyskredytowanie mnie w środowisku muzealnym i spowodowanie
abym nie mógł podjąć pracy w muzeach (tzw. wilczy bilet).
Prawdziwymi powodami
usunięcia mnie z muzeum były m.in.:
1. naciski na
biegłego sądowego
(http://zwokandy.blogspot.com/2014/04/naciski-na-biegego_4064.html)
2. działalność w muzeum spółki TU. T. (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/tu-t.html)
3. konieczna do pracy w państwowym muzeum przynależnością do PZŁ (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/koniecznym-wymogiem-pracy-w-dziale-p.html)
4. bezprawne wykorzystanie przez muzeum fotografii (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html)
2. działalność w muzeum spółki TU. T. (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/tu-t.html)
3. konieczna do pracy w państwowym muzeum przynależnością do PZŁ (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/koniecznym-wymogiem-pracy-w-dziale-p.html)
4. bezprawne wykorzystanie przez muzeum fotografii (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html)
Po pozbyciu się
mnie z tzw. muzeum szukano powodów do postawienia mi rzekomych
zarzutów, w wyniku czego skierowano przeciwko mnie szereg
nieprawdziwych oskarżeń, m.in. o:
A. kradzież kaczki krzyżówki (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-kradziez.html, http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/zmiany-w-protokole-rozprawy-stronniczy.html)
B. wysyłanie anonimów (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-wysyanie.html, http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/za-co-biora-pieniadze-majacy-czuwac-nad.html)
A. kradzież kaczki krzyżówki (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-kradziez.html, http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/zmiany-w-protokole-rozprawy-stronniczy.html)
B. wysyłanie anonimów (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-wysyanie.html, http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/za-co-biora-pieniadze-majacy-czuwac-nad.html)
W poczuciu
pokrzywdzenia mnie przez pracodawcę 2 czerwca 2008 roku skierowałem
pozew do sądu pracy o uznanie powodu wymówienia za bezzasadny
przeciwko nieistniejącemu dzisiaj muzeum
(http://zwokandy.blogspot.com/2018/02/likwidacja-zor-gr-p-tzw-muzeum-owiectwa.html).
Pozwem „zajęły
się” oddalając go tzw.:
1. Sąd Rejonowy dla
Warszawy Śródmieścia, Wydział VIII Pracy i Ubezpieczeń
Społecznych, sygn. akt VIII P 598/08, w składzie: przewodniczący
ssr Dorota Czyżewska (powołana przez prezydenta Andrzeja Dudę na
tzw. sso w Warszawie, del do tzw. Sądu Apelacyjnego w Warszawie),
ławnicy: Ewa Brzezińska, Janina Szczęsna-Ignaczak, Anna Stefania
Solicka,
2. Sąd Okręgowy w Warszawie, Wydział XII Pracy, sygn. akt XII Pa 556/09, w składzie:
2. Sąd Okręgowy w Warszawie, Wydział XII Pracy, sygn. akt XII Pa 556/09, w składzie:
a. przewodniczący:
sso Anna Tylec (spr.), obecnie Anna Tylec-Dzięcioł, adwokat,
kancelaria indywidualna, ul. Ks. Brzóski 102, 43-300
Bielsko-Biała
b. sso Ewa Stryczyńska, wyrok dyscyplinarny – nie odpowiadała karnie (zasłoniła się immunitetem), znajoma byłego premiera, nominowana do tzw. KRS przez Lecha Kaczyńskiego, del. do tzw. Ministerstwa Sprawiedliwości, tzw. wizytator w tzw. Sądzie Okręgowym w Warszawie, tzw. ssa w Warszawie, del. do tzw. KRS
c. sso Bogumił Patulski, opisywany np. w „Afery Prawa”, były prezes tzw. Sądu Rejonowego w Pruszkowie, tzw. sso w Warszawie
b. sso Ewa Stryczyńska, wyrok dyscyplinarny – nie odpowiadała karnie (zasłoniła się immunitetem), znajoma byłego premiera, nominowana do tzw. KRS przez Lecha Kaczyńskiego, del. do tzw. Ministerstwa Sprawiedliwości, tzw. wizytator w tzw. Sądzie Okręgowym w Warszawie, tzw. ssa w Warszawie, del. do tzw. KRS
c. sso Bogumił Patulski, opisywany np. w „Afery Prawa”, były prezes tzw. Sądu Rejonowego w Pruszkowie, tzw. sso w Warszawie
Tzw. sąd zasądził
od powoda dla podającego się za tzw. r.pr. Jana M. kwotę 2700 zł.
celem ukarania powoda.
Na czele z,g.p. stoi
powołujący tzw. sędziów były p. Bronisław
K.
(http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/posrod-owieckiej-braci.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/04/bronisaw-komorowski-nie-jest.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/200-za-200.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/12/strzezcie-sie-tych-ludzi.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2016/04/iwona-k.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2016/11/prominencka-zorganizowana-grupa-p.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/07/koniec-z-fikcja-o-niezawisych-sedziach.html)
(http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/posrod-owieckiej-braci.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/04/bronisaw-komorowski-nie-jest.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/200-za-200.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/12/strzezcie-sie-tych-ludzi.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2016/04/iwona-k.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2016/11/prominencka-zorganizowana-grupa-p.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/07/koniec-z-fikcja-o-niezawisych-sedziach.html)
Bronisław K. jest oddanym towarzyszem polowań i biesiad myśliwskich d. Piotra Ś. (z,g.p.; tzw. resortowe d.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-kradziez.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/11/wystepy-p-piotra-s-w-sadzie.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/04/naciski-na-biegego_4064.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/tu-t.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-wysyanie.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/koniecznym-wymogiem-pracy-w-dziale-p.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/wystapienie-pokontrolne-do-tzw-muzeum.html)
http://zwokandy.blogspot.com/2014/11/wystepy-p-piotra-s-w-sadzie.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/04/naciski-na-biegego_4064.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/tu-t.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-wysyanie.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/koniecznym-wymogiem-pracy-w-dziale-p.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/wystapienie-pokontrolne-do-tzw-muzeum.html)
Tzw. muzeum przed
tzw. sądem reprezentował podający się za tzw. r.pr. Jan M.
(z,g.p.; tzw. resortowe d.; reprezentował przed tzw. sądami także
jako osoby prywatne: Piotra Ś., Stefana O., Emilię B., Marka M.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2016/12/zorganizowana-grupa-p-jan-m-stefan-o.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/12/zgp-marek-m-jan-m-anna-m-piotr-a.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2018/02/radca-prawny-jan-malik-i-dyrektor.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-kradziez.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/11/wystepy-p-piotra-s-w-sadzie.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/sadowe-kamstwa-wicedyrektora-stefana-o.html)
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/12/zgp-marek-m-jan-m-anna-m-piotr-a.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2018/02/radca-prawny-jan-malik-i-dyrektor.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-kradziez.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/11/wystepy-p-piotra-s-w-sadzie.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/sadowe-kamstwa-wicedyrektora-stefana-o.html)
Stefan O. (z,g.p.;
tzw. resortowe d.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2016/12/zorganizowana-grupa-p-jan-m-stefan-o.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/02/bezkarny-stefan-jan-o-tzw-resortowe-d.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/waza.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/sadowe-kamstwa-wicedyrektora-stefana-o.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/wystapienie-pokontrolne-do-tzw-muzeum.html),
http://zwokandy.blogspot.com/2017/02/bezkarny-stefan-jan-o-tzw-resortowe-d.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/waza.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/sadowe-kamstwa-wicedyrektora-stefana-o.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/wystapienie-pokontrolne-do-tzw-muzeum.html),
Emilia B. (z,g.p.;
tzw. resortowe d.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/waza.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/sadowe-kamstwa-wicedyrektora-stefana-o.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/wystapienie-pokontrolne-do-tzw-muzeum.html)
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/sadowe-kamstwa-wicedyrektora-stefana-o.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/wystapienie-pokontrolne-do-tzw-muzeum.html)
Karina S. (z,g.p.;
tzw. resortowe d.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/gwiazda-szeryfa-muzeum.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html)
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html)
Marek M. (z,g.p.;
tzw. resortowe d.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2017/03/bezprawne-zadania-funkcjonariusza-marka.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/12/zgp-marek-m-jan-m-anna-m-piotr-a.html)
http://zwokandy.blogspot.com/2017/12/zgp-marek-m-jan-m-anna-m-piotr-a.html)
Fragmenty
z uzasadnienia apelacji z 21 sierpnia 2009 roku.
Obserwowałem co się dzieje w
Sądzie, kiedy kolejne przedstawiane przeze mnie dowody świadczące
o prawdziwych powodach wyrzucenia mnie z pracy były lekceważone i
nie brane pod uwagę, pomijane, niechętnie przyjmowane albo
nieprzyjmowane, a strona pozwana nie przedstawiła jednego dowodu
materialnego tylko zeznania „przygotowanych” pracowników –
członków nieformalnego układu. Z tego powodu część dowodów
przedstawiam dopiero teraz ponieważ wcześniej nie było to możliwe
i nie miały dla Sądu żadnego znaczenia przedstawione przeze mnie
niepodważalne dowody. Jednocześnie Sąd bardzo wyraźnie dawał do
zrozumienia, że ma dużą niechęć do ujawnienia prawdziwych
powodów wyrzucenia powoda z pracy. Sąd protokołował to, co
przemawiało na korzyść jednej strony – strony pozwanej. W moim
zeznaniu, co zdanie, musiałem prosić o zaprotokołowanie ponieważ
moje zeznanie było nie protokołowane i Sędzia chciała tylko
szybkiego zakończenia przesłuchania. Sądowi wyrok był znany
jeszcze przed zeznaniami powoda. Sędzia już na początku procesu
miała wyrobione zdanie, co do wyroku niekorzystnego dla powoda.
Świadkami pozwanego są jego pracownicy, na których pracodawca ma
duży wpływ, dopóki pozostają jego pracownikami. Założenie przez
Sąd a priori kto jest winien i późniejsze przyjmowanie tylko tych
dowodów z zeznań świadków, które „potwierdzały” rzekomą
konfliktowość powoda „co w konsekwencji prowadzić miało do
opóźnienia a nawet blokowania niektórych przedsięwzięć” w
Muzeum, dopełniło obrazu sprawy przebiegającej przed tzw. Sądem.
Zastępca dyrektora Stefan O.
manifestuje swoją niechęć do powoda wypowiadając m.in. słowa na
temat powoda: „generalnie nie był uśmiechnięty, miał zaciśnięte
usta, wrogi, srogi wzrok. To się wiązało z wyrazem twarzy”. W
innym miejscu zeznaje: „pani Karina S. została skazana na to, aby
przebywać w jednym pomieszczeniu z panem Wojczukiem”. Słowa
świadka są nieprawdziwe i uwłaczają godności powoda.
Zastępca dyrektora Stefan O.
zeznaje: „to zrodziło nietypową atmosferę w muzeum, wychodząc z
pokoju zamykaliśmy drzwi na klucz wzorem powoda i zabieraliśmy
klucz”. Jest to nie prawda zawsze w historii Muzeum drzwi
wszystkich pomieszczeń (poza toaletą) sal ekspozycyjnych,
magazynów, pomieszczeń gdzie pracowali pracownicy zamykane były na
klucz. W Muzeum istnieje specjalna szafka do przechowywania kluczy,
zamykana oczywiście na klucz. Jest zarządzenie dyrektora Muzeum na
ten temat. Jest to związane z bezpieczeństwem eksponatów. W Muzeum
istnieją dwie ewidencje wydawania kluczy. Oprócz zamykania na
klucz. Drzwi pomieszczeń, także tych w których pracowali
pracownicy były plombowane (kapsle z plasteliną mocowane na
zawiązywanych sznurkach, na plastelinie każdy z pracowników
odciskał specjalną pieczęć tzw. referentkę, każdy z pracowników
wyposażony był w taką referentkę). Na temat tych właśnie
referentek zastępca dyrektora Stefan O. zeznaje w dalszej części
swoich zeznań, jako specjalista w tej dziedzinie – zatrudniony ok.
trzydziestu lat temu w wojsku a później pracownik Muzeum Wojska
Polskiego. W Muzeum dochodziło do sytuacji, że zastępca dyrektora
Stefan O. zamykał się z zastępującą dyrektora Emilią B. w dwóch
połączonych ze sobą pomieszczeniach, które zajmowali, wiem o tym
od Sebastiana J., który nie mógł się dostać do tych pomieszczeń,
choć wiedział, że obydwoje tam byli bo później widział ich
wychodzących z tych pomieszczeń. Na zażyłe stosunki obydwojga
świadków wskazują zdjęcia robione przez zastępcę dyrektora
Stefan O. zastępującej dyrektora a podległej sobie pracownicy pani
Emilii B. w czasie pracy w Muzeum. Dyrektor Muzeum zamykał się w
swoim gabinecie na klucz. Sekretarka Ewa Z. wychodząc z sekretariatu
np. do księgowości (sekretariat był przejściowym pomieszczeniem
do gabinetu dyrektora i przez sekretariat prowadziła jedyna droga do
gabinetu dyrektora) zamykała sekretariat na klucz. Dyrektor zostawał
zamknięty w środku. Trudno to było zrozumieć, wydaję się, że
była to jakiegoś rodzaju obawa i nieufność w stosunku do swoich
pracowników. Pracownicy nie mogli zbliżać się do biurka pani Ewy
Z., nie poproszeni.
Zastępca dyrektora Stefan O.
zeznaje: „ja osobiście od kilku lat unikałem dyżurów z panem
Wojczukiem”, co jest nieprawdą, w Muzeum są przechowywane pisemne
(podpisane przez dyrektora) albo cyfrowe (z komputera) informacje ze
spisami dyżurujących na kolejne kwartały. W tym czasie, o którym
zeznaje pan O. kilkukrotnie dyżurowaliśmy wspólnie, poddaje pod
ocenę Sadu wartość oświadczeń świadków, którzy jakoby ze mną
nie dyżurowali, doprowadzi to do konstatacji, że przez te wszystkie
lata pracy w Muzeum dyżurowałem sam, chociaż dyżury były
dwuosobowe.
Zastępca dyrektora Stefan O.
zeznaje także zapytany przez stronę powodową (pytanie nie jest
zaprotokołowane): „To był czas przenosin (2007/2008 r.) i
mogliśmy współpracować przy przenoszeniu jakiś rzeczy. Od wiosny
2007 r. do kwietnia 2008 r. rzeczywiście współpracowałem z
powodem przy podziale „Variów”. Spotykaliśmy się tylko raz na
tydzień. Podczas tej współpracy ja nie miałem większych
zastrzeżeń do powoda” co świadczy wbrew innym zeznaniom, według
których moja konfliktowość rzekomo miała narastać.
Zeznaje zastępująca dyrektora
Emilia B. (podległa Stefanowi O.): „panie sprzątające wchodziły
do pokoju powoda za nim przyszedł do pracy. To świadczy o tym, że
nie tylko ja, ale i inni pracownicy starali się unikać z nim
kontaktów”. Dalej zastępująca dyrektora pani Emilia B., po
niezaprotokołowanym pytaniu ze strony pełnomocnik powoda, zeznaje:
„sprzątaczki przychodzą do pracy o godzinie 7 i zaczynają pracę
od sprzątania naszych gabinetów”. Wyjaśniam, iż pracownicy
Muzeum przychodzą do pracy na godzinę 8 a „gabinetów” do
sprzątnięcia jest kilka i są one niewielkie. Sprzątaczki
sprzątanie całego Muzeum zaczynają od wspomnianych gabinetów i do
godziny 8, wszystkie gabinety są sprzątnięte. Przykład ten
dowodzi intencji świadka oczernienia powoda, podważa zeznania
świadka i czyni je niewiarygodnymi.
O mściwości i przygotowaniu
świadków świadczą następujące fakty. Z pisma procesowego
pełnomocnik powoda z 21 stycznia 2009 roku: „Już wtedy powód
został potraktowany jako intruz, który próbuje - wykorzystując
swoją wiedzę jako historyk sztuki - ingerować w zastrzeżone dla
Pana Stefana O. imperium”. Późniejsza kierownik Karina S. zeznaje
12 marca 2009 r.: „Nie udostępniając mi drukarki powód mówił,
że drukarka jest zepsuta, wiązałam to z podejrzliwością powoda,
że idąc do drukarki wkraczam w jego imperium, chodziło też o
papier do drukarki, który trzeba było przynosić”. Zeznaje
zastępująca dyrektora Emilia B.: „Te problemy przejawiały się
tym, że powód ingerował w pracę mojego działu”. Z pisma
procesowego pełnomocnik powoda z 21 stycznia 2009 roku: „prośby
te miały na celu jedynie usprawnienie funkcjonowania Muzeum, nie
wiązały się z żadnymi osobistymi celami powoda, nie stanowiły
też prób realizacji jego własnych ambicji”. Zeznaje późniejsza
kierownik Karina S.: „To był ton osoby, która się wywyższa i ma
wygórowane ambicje”.
Nie zaprotokołowano pytań
powoda i pełnomocnik powoda o to, czy dyrektor Muzeum przymuszał
powoda do wstąpienia do PZŁ, odbywania
stażu i przynależności do koła łow. „A.” a także czy
dyrektor Muzeum przymuszał powoda do ponoszenia kosztów z tym
związanych, oraz groził usunięciem z pracy w razie nie zapisania
się do PZŁ. Sędzia nie protokołując pytań zmienił charakter
zeznań dyrektora pozwanego Muzeum w kierunku umniejszenia jego
odpowiedzialności za nieprawdziwe zeznania. Już na pierwszej
rozprawie doszło do kontrowersji, kiedy Sędzia kazała
zaprotokołować inaczej niż zeznał świadek, zwróciła jej na to
uwagę pełnomocnik powoda, na co Sędzia zareagowała w ten sposób,
że kazała zaprotokołować tak jak chciała poprzednio a nie tak
jak zeznał świadek. Pełnomocnik powoda zapytała wtedy, czy
rozprawy są nagrywane, czemu zaprzeczyła Sędzia. Wyrok był
przygotowany przed przesłuchaniem mnie. Nie protokołowano
fragmentów moich zeznań, musiałem kilkakrotnie prosić i zwracać
się o protokołowanie, „proszę o zaprotokołowanie, proszę o
zaprotokołowanie”. Już na wcześniejszej rozprawie, na której
zeznawał dyrektor pozwanego Muzeum nie protokołowano fragmentów
moich zeznań. Tzw. Sąd nie dopuścił do zeznań powoda na
okoliczność znajomości kontaktów prywatnych i zażyłej
znajomości pomiędzy Piotrem Ś. a późniejszym prezydentem
Bronisławem K. Uprzednio Sąd zawiesił pytanie w trakcie
przesłuchania dyrektora Muzeum na okoliczność jego znajomości z
Dyrektorem Krzysztofem K., co ma kapitalny wpływ na udowodnienie, że
przyczyną wyrzucenia z pracy powoda był jego udział w charakterze
biegłego sądowego w sprawie Z. przeciwko Muzeum Z.
Tzw. świadkowie czerpią wiedzę
o zdarzeniach od osób trzecich. Symptomatyczne są zeznania
zastępującej dyrektora pani Emilii B.: „ja nie próbowała
rozmawiać z powodem na ten temat, ale wiem, że koledzy z nim
rozmawiali”. Zastępujący dyrektora Stefan O. także dopasowuje się
do tego rodzaju zeznań: „Nie przypominam sobie abym był świadkiem
scysji pomiędzy panem Wojczukiem a innymi kolegami, ale słyszałem
o nich na bieżąco”.
Zastępująca dyrektora Emilia
B. zeznaje: „te problemy przejawiały się tym, że powód
ingerował w pracę mojego działu, na przykład zajmował się
obiektami, które leżały w gestii naszego działu. Robił im
zdjęcia, pisał artykuły bez uzgodnienia tego z naszym działem”.
Są to nieprawdziwe zarzuty, ponieważ artykuły były publikowane w
prasie branżowej znanej pracownikom i zarówno ze strony innych
pracowników jak i dyrektora tego rodzaju zarzuty nie były
podnoszone. Zastępujący dyrektora Stefan O. zarzuca powodowi:
„wchodzenie w moje kompetencje jako fotografa muzeum”. Dalej
Stefan O. zeznaje „ja posiadałem wyłączność na fotografowanie
eksponatów muzealnych. Tak mi powiedział dyrektor 5 lat temu. Na
użytek służbowy i prywatny żaden inny pracownik nie był
uprawniony do robienia takich zdjęć. Eksponaty będące własnością
muzeum mogłem fotografować tylko ja”. Pan Stefan O. prowadził w
zeszycie, ewidencję wypożyczanego sprzętu innym pracownikom,
przynajmniej kilkukrotnie, na polecenie dyrektora, pożyczałem od
tzw. świadka zastępcy dyrektora Stefana O. sprzęt fotograficzny do
użytku służbowego; aparat fotograficzny, statyw, oświetlenie
halogenowe. Chciałbym dodać, że fotografowanie w zawodzie
historyka sztuki jest nieodzowne, jest niejako częścią tej
profesji, przy dokumentowaniu obiektów istnieje konieczność ich
uwieczniania – fotografowania. Przez całe lata współpracowałem
z branżowymi miesięcznikami, takimi jak: „Gazeta Antykwaryczna”,
„Art & Business” publikując w nich setki fotografii dzieł
sztuki i rzemiosła. Faktem nie bez znaczenia jest, że w latach
90-tych pracowała w Muzeum pani Elżbieta S., zawodowy fotograf ale
jak się okazało nie wytrzymała „konkurencji” z panem Stefanem
O. jako muzealnym „fotografikiem” - jak go określiła Emilia B. –
i pani S., wbrew temu, że robiła najlepsze zdjęcia eksponatom w
historii Muzeum i nadal chciała pracować w Muzeum, musiała odejść
z pracy.
Obydwoje tzw. świadkowie, pani
B. i pan O. zeznali w tym samym duchu, że powód interesował się
„eksponatami z Działu Sztuki”, „robił im zdjęcia, pisał
artykuły” i cóż w tym niedobrego, że popularyzuje się wiedzę
o eksponatach muzealnych znajdujących się w zbiorach publicznych,
jest to jeden z celów działalności muzeów! Dyrektor Muzeum też
nie widział w tym nic złego. Działo się to za jego przyzwoleniem
skoro jeszcze wtedy dalej mogłem pracować w Muzeum. Zastępująca
dyrektora Emilia B. idzie dalej i zeznaję, że powód zajmował się
tym „bez uzgodnienia tego z naszym działem” co jest nieprawdą.
Przygotowując publikację o winietach myśliwskich znałem zbiory
przechowywane w Variach Działu Sztuki, ponieważ napisałem w
publikacji, że „W zbiorach Muzeum Ł. i J. w
Warszawie (Varia Działu Sztuki) przechowywane są dwa egzemplarze
dyplomu zaprojektowanego przez Ejsmonda”. Nie było by możliwe
abym o tym napisał bez uzyskania dostępu do informacji w Dziale
Sztuki. Sam fakt, że sfotografowałem dwa dyplomy – fotografie
wydrukowane jako ilustracje do publikacji – dowodzi, że działo
się to za zgodą i przyzwoleniem dyrektora i Działu Sztuki, w
przeciwnym razie już wtedy spotkałyby mnie za to jakieś
nieprzyjemności, a nic takiego się nie stało, przeciwnie
gratulowano mi opublikowania ciekawego materiału. Zwracam uwagę na
fakt, że obok mojego imienia i nazwiska jako autora opublikowanego
materiału jest podpis „Muzeum Ł. i J.”. Co podkreślało moje
związki z Muzeum i było ich oficjalnym potwierdzeniem. Pragnę
zaznaczyć, że wymienione dyplomy zostały za przyzwoleniem i z
inicjatywy Działu Sztuki przekazane potem do działu, w którym
pracowałem. To, że powód pisał o eksponatach „bez uzgodnienia
tego z naszym działem (Działem Sztuki)” - chociaż jak
udowodniłem to powyżej jest to zarzut nieprawdziwy – dało
przyczynek do postawienia bezpodstawnych i nieprawdziwych oskarżeń
„że powód ingerował w pracę mojego działu” (tzw. świadek
Emilia B.), „interesował się działem sztuki” (tzw. świadek
Stefan O.) i miało to być najprawdopodobniej zdaniem tzw. świadków
dowodem mojej rzekomej konfliktowości.
Ze strony pozwanego tzw. Muzeum
nie było odpowiedzi na dowody i argumentację przedstawioną w
pismach procesowych. Strona pozwana nie przedstawiła żadnego dowodu
na rzekome kłopoty „z ułożeniem współpracy i wzajemnych
relacji z powodem, przejawiających się w braku możliwości
porozumienia, wynikającego z egoistycznego podejścia powoda do
wielu problemów oraz jego nieufności oraz podejrzliwości, co w
konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania
niektórych przedsięwzięć” wypowiedzenie umowy o pracę oparte
jest jedynie na pomówieniach dotyczących części ww. sentencji,
już bez możliwości pomówień dotyczących konsekwencji
prowadzących do opóźnień a nawet blokowania niektórych
przedsięwzięć, które usiłowali podtrzymać reprezentanci strony
pozwanej.
Według zeznań dyrektora Muzeum
Piotra Ś.: „Pod moją nieobecność dokumenty podpisuje pani B. i
pan O. Byli oni też przełożonymi pracowników pod moją
nieobecność”. „Na pytanie pełnomocnika powoda (tzw. świadek
O. zeznaje): Nie łączyły mnie z powodem relacje hierarchiczne”.
„Generalnie sprawa pana
Wojczuka była głośna i bulwersująca w naszym muzeum i podczas
spotkań wymienialiśmy różne uwagi. Dziś już nie potrafię
powiedzieć, co który pracownik powiedział”. Dyrektor Piotr Ś.
pomówił mnie o konfliktowość, bez wyjaśnienia o co chodzi,
natomiast buduje atmosferę oskarżeń ze strony świadków o
konfliktowość. Powstaje pytanie, czemu miały służyć spotkania
organizowane w czasie pracy Muzeum poświęcone „sprawie pana
Wojczuka”, już po wyrzuceniu mnie z pracy. Odpowiedź nasuwa się
sama, było to niezgodne z prawem „przygotowywanie” świadków do
zeznań przed sądem, tak aby zeznawali zgodnie z interesem pozwanego
a nie zgodnie z prawdą. Dyrektor Piotr Ś. powtarza z pamięci, raz
i drugi, kolejne przykłady pomówień „zasłyszane od świadków”
występujących w procesie, np. „nie pamiętam, czy byłem
świadkiem sytuacji związanej z aparaturą nagłaśniającą, a wiem
o tej sytuacji, bo bezpośrednio po niej rozmawiałem z panem Markiem
M.” co dobitnie świadczy o „przygotowywaniu” świadków w
Muzeum do składania zeznań przed Sądem. Na większość pytań
powoda i pełnomocnika powoda dyrektor Piotr Ś. (tzw. resortowe
dziecko) odpowiada: „nie pamiętam”, co dowodzi
najprawdopodobniej chęci ukrywania przez niego prawdy. Zastanawia
sytuacja, że dyrektor: „nie pamiętam, czy byłem świadkiem
sytuacji związanej z aparaturą nagłaśniającą, a wiem o tej
sytuacji, bo bezpośrednio po niej rozmawiałem z panem Markiem M.”.
Może dziwić fakt nie pamiętania uczestniczenia w zdarzeniu ale
pamiętania momentu poinformowania o nim. Dyrektor stara się
poświadczyć zaistnienie zdarzenia (w swoim interesie pomówić mnie
o konfliktowość), natomiast ewentualną odpowiedzialność za
(zdarzenie takie nie miało miejsca) przenosi na pana Marka M.
Dowodzi to przygotowywania świadków i pozwanego do zeznań w czasie
pracy w Muzeum.
W Muzeum panuje układ. Dyrektor
wykorzystuje pracowników, sam zeznał, że były to „w relacjach
ojciec-syn” w pracy, jak to rozumieć? Zwracam uwagę na fakt, że
ze strony muzeum nie ma jednego dowodu na moją konfliktowość tylko
zeznania świadków tkwiących w układzie, kiedy z mojej strony jest
przedstawionych dużo dowodów na nieprawdziwość, tego jakobym miał
być konfliktowy i liczne dowodów na nieprawdziwe zeznania tzw.
świadków. Zarzuty są bezpodstawne i niezgodne z prawdą i
dowodami. Nie przedstawiono nawet jednego dowodu na potwierdzenie
zarzutów. Jest to zmowa. Cyniczny stosunek doprowadzony do granic,
kiedy to odwraca się sytuację i swoją winę obraca na winę
powoda. Są to pomówienia wypreparowane w muzeum o takim charakterze
i w ten sposób przedstawiane przez przygotowanych świadków, aby
powód nie mógł ich odeprzeć na podstawie dowodów. Świadkowie
strony pozwanej nie mają na potwierdzenie czczych pomówień
przygotowanych żadnych dowodów.
Zastępująca dyrektora Emilia
B. zeznała: „Grafik dyżurów opracowywaliśmy wspólnie.
Wskazywaliśmy nasze propozycje i one były uwzględniane przez panią
z Działu Oświatowego”. Pani B., w przeciwieństwie do kolegi z
pracy pana J., była uprzywilejowana i mogła składać koleżance z
działu oświatowego „propozycje nie do odrzucenia”. Kwestia
przydzielania dyżurów była niesprawiedliwa i udało mi się ją
uregulować. Ewa G. (były pracownik, Kierownik Działu Oświatowego
i Wystaw) i Anna H. (pracownik tego samego działu) odpowiedzialne
były za ustalanie dyżurów tygodniowych (oprowadzanie na salach
wystaw, dwa razy w kwartale) i dyżurów sobotnio-niedzielnych (raz
na kwartał). Według słów Ewy G. dyżury przydzielane były „po
uważaniu” czyli najpierw w najdogodniejszych terminach wpisywały
się same a później pozwalały, według przez siebie ustalonej
kolejności, wpisywać się pracownikom. Dochodziło do tego, że
niektóre osoby „wpisywały się” zwykle na końcu. Np. pan
Sebastian J. otrzymał dyżury: 10 - 13 kwietnia 2007 roku (w tym
tygodniu wypadały Święta Wielkanocne i pan J. nie mógłby ich
przedłużyć biorąc urlop) i 30 kwietnia – 4 maja 2007 roku
(znowu brak możliwości przedłużenia długiego weekendu majowego).
W wyniku czego pan J. nie wpisywał się sam na listę z dyżurami,
tylko wpisywała go pani H., bo de facto nie miało to już żadnego
znaczenia – zostawały tylko dwa puste miejsca na wpis pana J.
Sprawę niesprawiedliwości takiego „rozwiązania” podniosłem na
spotkaniu związków zawodowych, w protokole spotkania z 5 lutego
2007 roku jest to zapisane. Na spotkaniu pracowników Muzeum w dniu
16 lutego 2007 roku, wystąpiłem jako przedstawiciel związków
zawodowych, w sprawie sprawiedliwego rozdziału dyżurów. Padły
rozmaite propozycje rozwiązania problemu. Ostatecznie,
przegłosowano, że lista dyżurujących ustalana będzie drogą
losowania. Osoba, która wylosowała pierwszą pozycję na liście,
pierwsza wybiera termin dyżuru. Przy następnej kolejce miejsce
osoby z pozycji pierwszej zajmuje osoba znajdująca się na pozycji
drugiej (to ona wybiera termin dyżuru jako pierwsza) a osoba z
pozycji pierwszej, przechodzi na koniec listy i dostaje jedyny wolny
termin dyżuru jaki pozostał. Nie podobało się to Dyrektorowi, że
Wojczuk się rządzi.
Dyrektor Muzeum Piotr Ś.
zeznaje: „Inna sytuacja miała miejsce przy podnoszeniu eksponatu z
działu powoda, kiedy potrzebna była nam pomoc jeszcze jednej osoby.
Poprosiłem sekretarkę, by zawołała powoda, ale okazało się, że
nie ma on czasu nam pomóc. Cała operacja trwała 4 minuty. To
świadczy o podejściu powoda do współpracy.”. Dalej dyrektor
zeznaje „Przy przenoszeniu skóry lwa uczestniczyłem ja, pan Marek
M. i jeszcze inne osoby. Nie zastanawiałem się wówczas nad ilością
wolnego miejsca w sali. Wiedziałem tylko, że potrzebujemy wsparcia.
Do powoda wysłałem tylko panią kadrową. Nie wiem co on wtedy
robił, ale to nie ma znaczenia”. Sensowność działań –
czterominutowa „operacja” polegająca na „podnoszeniu
eksponatu” bez znajomości miejsca złożenia tego eksponatu,
stawia pod znakiem zapytania rzeczywiste zaistnienie tego faktu. Budzi
wątpliwość fakt, czy chodziło o podnoszenie czy przenoszenie
skóry lwa, dla której były jakieś problemy ze znalezieniem
miejsca w sali, jak zeznaje dyrektor. Dyrektor nie pamięta innych
„uczestników” podnoszenia– przenoszenia (?) skóry lwa (poza
sobą i panem Markiem M.). Tzw. świadek pan kierownik Marek M. nie
wspomina w swoich zeznaniach o tym zdarzeniu. Natomiast pamięta, że
przy tym nie było powoda. Zgodnie z zasadami panującymi w Muzeum,
pracownik działu odpowiada za eksponaty z jego działu, jako osoba
obowiązkowa, co podkreślają w swoich zeznaniach wszyscy świadkowie
łącznie z dyrektorem, a także odpowiedzialna za eksponat musiałem
być i pomagać przy tej „operacji” o ile tylko byłem w pracy. W
działach merytorycznych muzeum (zajmujących się eksponatami i
działającymi w budynku, w którym odbywała się „operacja”)
zatrudnionych było tylko trzech mężczyzn – panowie Stefan O.,
Sebastian J. i ja, reszta to panie. Ze względu na wielkość i
ciężar eksponatu wszyscy wymienieni pracownicy merytoryczni musieli
w „operacji” brać udział. W trakcie jedenastoletniej pracy w
Muzeum tysiące razy przenosiłem wielkie i ciężkie eksponaty,
które należały do działu w którym pracowałem, w trakcie
licznych remontów, wypożyczeń eksponatów, modernizacji ekspozycji
itd. W tym czasie skóry lwów były przenoszone, przynajmniej
kilkanaście razy.
Świadek Karina S. protegowana
d. Piotra Ś. zeznała: „Płakałam w rękaw pani Emilii B. i
mówiłam jej, co czuję siedząc w pokoju z człowiekiem którego
nie rozumiem i z którym nie mogę sobie ułożyć współpracy”.
To co zeznała tzw. świadek S. dowodzi nie możności pogodzenia się
z faktem, iż świadek w czasie pracy siedzi w jednym pokoju z
kolegą, którego nie rozumie. Nie ma w tym winy kolegi, że świadek
go nie rozumie. Nie można obwiniać drugiego człowieka o to, że
nie jest się go w stanie zrozumieć. Jest przyjęte i akceptowane w
naszym społeczeństwie siedzenie, stanie, pracowanie a także
wykonywanie innych czynności przez jednostki i grupy społeczne w
pobliżu innych jednostek i grup społecznych nawet inaczej myślących
czy nierozumianych. Nie można kwestionować prawa do siedzenia i
pracowania w tym samym pokoju dla drugiego człowieka, nawet wtedy
jeśli się go nie rozumie! Tego rodzaju zeznania są dowodem na
dyskryminację nierozumianego kolegi z pracy i należało by rozważyć
dopuszczenie ich przez Sąd jako dowodu z zeznań. To, że zdaniem
tzw. świadka Kariny S., nie może sobie ułożyć współpracy z
kolegą z pokoju nie dowodzi jakiejkolwiek w tej kwestii winy kolegi.
Takie stwierdzenie tzw. świadka może być dowodem na pretensje tzw.
świadka do samej siebie z powodu ww. niemożności i pewnej niemocy
ułożenia sobie współpracy z kolegą. Mówienie przez tzw. świadka
Karinę S. tzw. świadkowi Emilii B., co się czuje w związku z ww.
niezrozumieniem i niemożliwością ułożenia sobie współpracy
dowodzi, jak domniemam, wielkiej konieczności werbalizowania
własnych odczuć w miejscu pracy. Może także dowodzić pewnych
intencji przeniesienia z siebie odpowiedzialności za rzekomo
zaistniałą ww. sytuację niezrozumienia i niemożliwości ułożenia
sobie współpracy, na otoczenie.
Tzw. świadek Karina S. zeznaje:
„wiem, że był lęk, że powód wróci do pracy, wtedy pojawiłyby
się te same problemy. Po jego odejściu poczułam ulgę. W 2008
poszłam do dyrektora i powiedział, że jubileusz doprowadzę do
końca, a potem odejdę [prowadzi swoją działalność w tzw. muzeum
po dzień dzisiejszy]. Musiałam zrewidować swoje plany z uwagi na
ciążę, ale moja determinacja była duża. Lubię pracę w muzeum,
cenię ją sobie, lubiłam tam przychodzić, problem stanowiła
relacja z powodem”. Zenanie tzw. świadek Kariny S. można odczytać
jako szantaż najpierw prowadzący do wyrzucenia z pracy powoda a
później jako szantaż tzw. Sądu przed ewentualnym powrotem do
pracy powoda. Zorganizowana grupa p. złożona m.in. z Kariny S. i
Piotra Ś. doprowadziła swoimi działaniami do wyrzucenia z pracy
powoda, kierowania przeciwko niemu licznych nieprawdziwych oskarżeń
i wyposażenie powoda w „wilczy biletu na pracę w muzeach”.
Zeznaje tzw. świadek Karina S.,
która w wieku dwudziestu kilku lat została za sprawą tzw.
resortowego dziecka d. Piotra Ś. kierownikiem: „Z mojej winy
protokół zdawczo-odbiorczy serwisu www. Muzeum został powodowi
przedstawiony w kwietniu 2008 r., nie przypominam sobie żebym
nakłaniała powoda do podpisania tego protokołu bez daty. Nie
przedstawiłam powodowi treści umowy na wykonanie serwisu www.
Muzeum ale wskazałam mu sposób, w jaki powód może się z nią
zapoznać”. Kierownik Karina S. przyznała, że z jej „winy
protokół zdawczo-odbiorczy serwisu www. Muzeum został powodowi
przedstawiony w kwietniu 2008 r.” co było złamaniem warunków
umowy na wykonanie serwisu www nr 106 z dnia 28 września 2007 r. „co
w konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania
niektórych przedsięwzięć” (co bezpodstawnie zarzucili powodowi
tzw. świadkowie w piśmie z 12 maja 2008 r. i dyrektor w dokumencie
rozwiązania umowy o pracę; następnie tzw. świadkowie i dyrektor
tzw. resortowe dziecko nie mogli tego w żaden sposób udowodnić i
wycofali się z tych zarzutów a m.in. na podstawie tych zarzutów
powód został wyrzucony z Muzeum). Dalej tzw. świadek kierownik
Karina S. zeznaje „nie przypominam sobie żebym nakłaniała powoda
do podpisania tego protokołu bez daty”. Jest to nieprawda,
protokół jest datowany na 15 lutego 2008 r. Po raz kolejny
wykazałem, że świadek składa nieprawdziwe zeznanie, co je
podważa. Z korespondencji mailowej od 24 kwietnia 2008 r. do 5 maja
2008 r. jasno wynika, że świadek Karina S. opóźniła prace i z
wielką niechęcią pogodziła się z udostępnieniem powodowi treści
umowy („umowę tę udostępnię Ci do przejrzenia jedynie na
miejscu, tj. w moim pokoju”); umowy dotyczył protokół, którego
podpisania od powoda żądano. W korespondencji mailowej zwraca uwagę
fakt, że tzw. świadek kierownik Karina S. nie odpowiada na maile od
powoda, ponadto błędnie sobie tłumaczy jego zachowanie (zachowanie
powoda ocenia a priori pejoratywnie, równocześnie karci powoda).
Zeznaje dyrektor Muzeum: „Kolejny przykład złej współpracy
powoda z pracownikami to kwestia naszej strony internetowej. Gdy
wszystko było gotowe zależało mi na tym by kierownicy merytoryczni
jak najszybciej sprawdzili i swoim podpisem potwierdzili, że ich
uwagi zostały uwzględnione. Dwóch kierowników podpisało pismo o
braku uwag, a sprawa zacięła się gdy dotarła do powoda, który
domagał się mailowo od pani Kariny S. przedstawienia dodatkowych
dokumentów. Z zeznania dyrektora najprawdopodobniej wynika, że
musiał wywierać presję na powoda aby powód podpisał antydatowany
protokół.
Dyrektor zeznaje: „Innym
przykładem współpracy powoda z pracownikami jest sytuacja pań z
działu konserwacji. Ich zadaniem jest między innymi kontrola
pomieszczeń pod kątem wilgotności i temperatury w salach. Kiedy
przyszły do sali wystawowej, którą przygotowywał powód, celem
dokonania rutynowej kontroli, powód nie wpuścił ich do sali,
zamknął ją, odniósł klucz na portiernię i stamtąd musiały go
komisyjnie zabrać.” W Muzeum obowiązywały przepisy podpisane
przez Dyrektora, które zobowiązywały każdego z pracowników, przy
każdym wejściu do sali wystawowej, do pobrania klucza od portiera,
wpisania się do ewidencji pobrania kluczy i przed otworzeniem
kluczem, do zdjęcia plomby z numerem tzw. referentki osoby, która
zamykała drzwi na klucz poprzednio i plombowała. Zatem każdorazowe
wejście do sali wystawowej wiąże się z pobraniem klucza,
wpisaniem do ewidencji pobrania kluczy i utworzeniem komisji, która
przed otworzeniem kluczem drzwi sprawdzi plombę z numerem tzw.
referentki osoby z poprzedniej komisji, która zamykała drzwi na
klucz i plombowała. Ściśle się stosowałem do zarządzenia
dyrektora. Cytując zeznania dyrektora: „powiem więcej – powód
wykonywał moje polecenia bez zastrzeżeń.”. Sala wystawowa była
otwarta dla zwiedzających nie wspomniawszy już o pracownikach tzw.
muzeum, zatem panie z działu konserwacji mogłyby wejść same bez
żadnych przeszkód z czyjejkolwiek strony. Jest to kolejny dowód
preparowania rzekomych zarzutów, cynizmu i pomówienia osoby powoda.
Zeznaje tzw. świadek kierownik
Karina S.: „od końca 2005 r. te kontakty się pogarszały, apogeum
był rok 2006-2007, kiedy nastąpił remont poddasza. Po remoncie
zostaliśmy rozdzieleni. W latach 2006-2007 płakałam po rozmowach z
powodem”. W trakcie remontu nie przebywałem w pokoju ze świadkiem
Kariną S. Powodem wszystkich uprzedzeń do mnie tzw. świadka pani
Kariny S. mogły być kilkukrotnie przeze mnie odrzucane propozycje
niedwuznacznych spotkań po pracy. W tym czasie spotykałem się z
inną panią i moje spotkania z panią Kariną S. były niemożliwe z
tego powodu, o czym ją kilkukrotnie informowałem. Dyrektor Muzeum
sprzyjał zamiarom pani Kariny S. i wielokrotnie naciskał na mnie
abym się spotykał po pracy z panią Kariną S. (Dyrektor na ostatnie
rozprawie oświadczył: „w muzeum panuje ″rodzinna atmosfera″”.
Na spotkania po pracy z panią Kariną S. „wysyłał” mnie także
kierownik Marek M. Tzw. świadek kierownik Marek M. płakał w
trakcie zeznań, czego to może dowodzić - ich wyrzutów sumienia i
trudnego położenia, kiedy muszą zeznawać pod przysięgą, przed
Sądem nieprawdę.
Emocjonalne stany pani Kariny S.
i jej poczucie winy wobec powoda oddaje mail, którego autorką jest
pani Karina S. zaadresowany do powoda. Tzw. świadek Karina S.
zeznaje: „w ostatnim czasie formalizowana była nasz współpraca,
wymienialiśmy się mail'ami mimo że widywaliśmy się przelotnie na
korytarzu i część rzeczy można było załatwić telefonicznie
albo w bezpośredniej rozmowie. Ta współpraca z powodem powodowała,
że zastanawiałam się dużo, dlaczego tak się dzieje i fakt, że
inni mogą sobie ułożyć z powodem współpracę skłaniał mnie do
rozmowy z powodem, napisałam więc mail'a do niego”. Zeznania tzw.
świadka są ze sobą sprzeczne, co czyni je niewiarygodnymi. Mail
był wysłany z adresu służbowego kierownik Kariny S. na adres
służbowy powoda. Dalsze zeznania tzw. świadka Kariny S.:
„przepraszałam powoda, np. w mailu za moje reakcje, że ponosiła
mnie ambicja. Skoro przepraszałam to musiałam czuć się winna.
Dzisiaj już nie czuję się winna. Mówiąc, że czułam się winna
miałam na myśli takie sytuacje, że byłam opryskliwa...”. W
mailu (dołączony do akt jako dowód) pani kierownik Karina S.
napisała m.in.: „Czasami złość gotuje się we mnie całymi
godzinami. I efektem tego są niespodziewane ataki – myślę, że
właśnie tak możesz odbierać moje wczorajsze słowa. Jest mi
przykro, za każdym razem, kiedy wybucham, bo wiem, że robię źle,
że to niczemu nie służy, tylko rani i prowadzi do długich i nie
dających spokoju wyrzutów sumienia. Dlatego przepraszam Cie za
wczorajszą irytację”. Z wielką łatwością pani kierownik
Karina S. przenosi własne zachowania na powoda oceniając, w sobie
tylko wiadomy sposób jego postępowanie „bardzo zmieniał się
emocjonalnie w ciągu dnia”. Tzw. świadek Sebastian J. mawiał, że
„pani Karina S. jest jak bomba hormonalna”. Tzw. świadek
kierownik Karina S. dwukrotnie płakała w trakcie swoich zeznań
przed Sądem i przez pewien czas nie mogła kontynuować zeznań,
czego świadkami byli wszyscy obecni na sali.
W uzasadnieniu wyroku tzw. Sąd
powołuje się na pismo z 12 maja 2008 roku do dyrektora Muzeum
„informujące o kłopotach z ułożeniem współpracy i wzajemnych
relacji z powodem, przejawiających się w braku możliwości
porozumienia, wynikającego z egoistycznego podejścia powoda do
wielu problemów oraz jego nieufności oraz podejrzliwości, co w
konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania
niektórych przedsięwzięć”. Są to czcze, w żaden sposób nie
udokumentowane pomówienia. Jak zeznał dyrektor Muzeum wymieniając
przykłady mojej rzekomej konfliktowości: „to tylko drobne
przykłady postawy pana Wojczuka. Nie spowodowały one wymiernych
strat ale powodowały dodatkowe utrudnienia innym pracownikom”. Nie
zostały przedstawione żadne dowody na „co w konsekwencji
prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania niektórych
przedsięwzięć”. W innym miejscu dyrektor Muzeum zeznaje: „Powiem
więcej – powód wykonywał moje polecenia bez zastrzeżeń.”
Dyrektor zeznaje: „Nic przez działalność powoda nie zostało
„zawalone”, ale jego postawa utrudniała realizację przedsięwzięć
muzeum”. Na pytanie pełnomocnika powoda: Jakie przedsięwzięcia
realizowane przez muzeum zostały opóźnione przez powoda, przez
jaki czas i jakie były tego skutki? Tzw. resortowe dziecko dyrektor
Piotr Ś. odpowiada: „nic ponadto, co powiedziałem wyżej nie mam
do dodania.”
Zeznaje tzw. świadek
zastępująca dyrektora Emilia B.: „trudno mi wskazać zachowania
powoda, które powodowały opóźnienia w realizacji działań
Muzeum”. I dalej tzw. świadek Emilia B. zeznaje: „Postawa powoda
była dla nas utrudnieniem”. Czy odpowiedzialność,
pryncypialność, zdyscyplinowanie, staranność w wykonywaniu
powierzonych obowiązków, uczciwość zawodowa, sumienność i
pracowitość, dążenie do profesjonalnej perfekcji powoda mogły
stanowić „utrudnienie”? Owszem, jak zeznaje tzw. świadek Emilia
B., mogły stanowić „utrudnienie” ale tylko dla układu tzw.
resortowych dzieci.
Zatem nie ma mowy, zdaniem
dyrektora o żadnych opóźnieniach a nawet blokowaniu niektórych
przedsięwzięć, co zarzucono mi w piśmie z 12 maja 2008 roku. W
konsekwencji późniejsi tzw. świadkowie podpisali się pod
nieprawdziwymi stwierdzeniami. Ponieważ nie ma żadnych dowodów
strony pozwanej – są tylko pomówienia. Nie zgodne z prawdą pismo
oparte na pomówieniach wypreparowane na jego zlecenie pod moją
nieobecność w Muzeum (w tym czasie pracowałem jako biegły sądowy)
stało się powodem wyrzucenia mnie z muzeum w szczególnie
drastyczny i brutalny sposób, zostałem przez byłego pracodawcę
skrzywdzony i niesprawiedliwie potraktowany. Były pracodawca poniżył
mnie jako pracownika i dopuścił się w stosunku do mojej osoby
postępowania uwłaczającego mojej godności.
Zwracam uwagę na sposób
formułowania zarzutów przeciwko powodowi, dyrektor Muzeum zeznaje
„to tylko drobne przykłady postawy pana Wojczuka” a jakie są te
ważniejsze przykłady mojej postawy przejawiającej się rzekomą
konfliktowością, jak to rozumieć czy to jakaś źle rozumiana w
interesie Muzeum wstrzemięźliwość w zeznaniach kieruje dyrektorem
Muzeum? Dlaczego nie ma dowodów ani na te drobne ani na te
poważniejsze przykłady mojej rzekomej konfliktowości? Przeciwnie,
przedstawiłem liczne dowody na nieprawdziwość stawianych mi
zarzutów o rzekomą konfliktowość.
Dyrektor Piotr Ś. zeznaje:
„sądząc po petycji [pismo z 12 maja 2008 roku], wszyscy pod nią
podpisani mieli trudności w ułożeniu sobie prawidłowych relacji z
powodem. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie na czym polegały te
trudności”. Zatem na jakiej podstawie zostałem wyrzucony z pracy!
„Trudności” pojawiły się po 11 latach mojej pracy w Muzeum.
Dyrektor nie umie „odpowiedzieć na pytanie na czym polegały te
trudności”. Zatem na podstawie czego sformułował dokument w
którym wypowiedział mi umowę o pracę? Reasumując, dyrektor
powtórzył w wypowiedzeniu umowy o pracę pomówienia zawarte w
piśmie z 12 maja 2008 roku, które to pismo było niezgodne z
faktami, jak tego dowiodłem, powołując się na trudności nie
wiadomo na czym polegające. Pokazuje to jednoznacznie nieprawdziwość
stwierdzeń zawartych w wypowiedzeniu umowy o pracę. Zeznając
dyrektor oświadczył: „przyczyną wypowiedzenia o pracę powodowi
był jego konfliktowy charakter” a co z resztą pomówień:
podejrzliwość, nieufność, egoizm, „co w konsekwencji prowadzić
miało do opóźnienia a nawet blokowania niektórych przedsięwzięć”.
Dyrektor w trakcie procesu sam zawęził powody wypowiedzenia?
O piśmie z 12 maja 2008 roku
dowiedziałem się dopiero w wyniku tzw. postępowania sądowego.
Wcześniej, za sprawą dyrektora Piotra Ś. nie dane mi było
zapoznać się z owym pismem... Nie jest prawdą, jakoby kiedykolwiek
ktoś rozmawiał ze mną o kłopotach z ułożeniem współpracy i
wzajemnych relacji, przejawiających się w braku możliwości
porozumienia, wynikającego z egoistycznego podejścia powoda do
wielu problemów oraz jego nieufności oraz podejrzliwości, co w
konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania
niektórych przedsięwzięć, dowiedziałem się o tych
nieprawdziwych zarzutach dopiero tego dnia, kiedy usunięto mnie z
pracy od dyrektora, który w trakcie rozmowy nie wspominał jakoby
miał ze mną na ten temat rozmawiać wcześniej. Dowodzi tego także
fakt, że tzw. świadkowie stawający na sprawie sądowej twierdzili,
że rozmowy takie były ale w tych rozmowach nie uczestniczyli, tylko
wiedzieli o nich od osób trzecich.
Pismo jest datowane na 12 maja
2008 r. natomiast wpłynęło do Muzeum (sekretariat dyrektora) 15
maja 2008 roku zatem wykładnia Sądu o „piśmie złożonym na ręce
dyrektora 12 maja 2008 roku” nie jest prawdziwa. Przed Sądem nie
mogłem z powodu stanowiska zajętego przez Sędziego,
niedopuszczającego mnie do składania zeznań, złożyć zeznań.
Kolejnym prawdziwym powodem
usunięcia mnie z muzeum było moje pismo z 12 maja 2008 roku
(Informacja o wykonaniu zadań nałożonych Zarządzeniem nr 2
Dyrektora MŁiJ z dn. 29-02-2008 r.), w którym zwróciłem uwagę na
braki w ewidencji zabytków (brak kart ewidencyjnych) w Muzeum.
Przypomniałem o tym Dyrektorowi Muzeum w mailu z 16-05-2008 r. Braki
kart ewidencyjnych ujawniły się w związku z przejęciem przez
Działy: Hipologii i Przyrodniczo-Łow. tzw. Variów (wcześniej
sekcja wchodząca w skład Działu Sztuki) od Działu Sztuki
(pracownicy: zastępujący dyrektora Stefan O. i Emilia B. -
późniejsi tzw. świadkowie). Braki kart ewidencyjnych miały
charakter braków zadawnionych, kart ewidencyjnych nie zakładano
całymi latami i było to tolerowane przez Dyrektora. Braki kart
ewidencyjnych są w niezgodzie z § 1, ust. 2, pkt. 1 i § 3, ust. 1,
oraz § 7, ust. 4, Rozporządzenia Ministra Kultury z 30-08-2004 r. w
sprawie zakresu form i sposobu ewidencjonowania zabytków w muzeach.
Wpływowi Stefan O. i Emilia B. aby pozbyć się kłopotu i
nie zakładać kart złożyli dyrektorowi propozycję nie do
odrzucenia przekazania zabytków (muzealiów) do działów, w których
nie było braków kart ewidencyjnych. Około połowy maja 2008 roku
rozpoczęła się w Muzeum planowa kontrola Najwyższej Izby Kontroli
dotycząca ewidencji eksponatów. Zważywszy na powyższe w obawie
przed ujawnieniem braków w ewidencji eksponatów, zostałem w tempie
natychmiastowym wyrzucony z pracy w Muzeum. Zastępca dyrektora
Stefan O. zeznał, że w latach 2007-2008 w trakcie przejmowania
Variów, kiedy pracował wspólnie z powodem, współpraca układała
się dobrze (!).
Wszyscy świadkowie, którym
dowiodłem nieprawdziwych zeznań, zeznawali pod przysięgą.
Zwracam uwagę na fakt, że w
1998 r. kiedy odchodził z pracy w Muzeum ówczesny kierownik działu,
w którym pracowałem ja jako jedyny pracownik tego działu przejąłem
od niego cały majątek działu. Kilka lat temu przeprowadzane były
w trzech działach merytorycznych, które posiadają zbiory
eksponatów, spisy z natury, w dziale, w którym pracowałem liczba
wpisów inwentarzowych z liczbą eksponatów spisanych z natury były
zgodne. To, że „w dniu 26 maja 2008 r. otrzymał[em] z Muzeum
wypowiedzenie umowy o pracę za 3-miesięcznym okresem wypowiedzenia
i w tym samym dniu (tj. 26.05.2008 r.) został[em] odsunięty od
świadczenia pracy”, powyższy cytat z „Zawiadomienia o
podejrzeniu popełnienia przestępstwa” podpisanego przez dyrektora
Piotra Ś. uniemożliwiło mi przekazania majątku Działu, łącznie
z eksponatami. Niemożność przekazania majątku Działu i w
konsekwencji wysunięcie zarzutu rzekomej kradzieży spreparowanej
(wypchanej) kaczki krzyżówki, fikcyjny powód wypowiedzenia umowy o
pracę, całkowicie odbiegający od rzeczywistości i drastyczny
sposób w jaki zostałem odsunięty od świadczenia pracy są to
kolejne szykany spotykające mnie w ramach szczególnie wrogiej
kampanii ze strony byłego pracodawcy, mające na celu
zdyskredytowanie mnie w środowisku muzealnym i spowodowanie np. abym
nie mógł podjąć pracy w muzeach jako osoba podejrzana o kradzież
eksponatu.
Dowiodłem, co jest zgodne z
prawdą, że to nie ja byłem konfliktowy. Moja konfliktowość
została, naprędce zaimprowizowana przez pracodawcę. To
mistyfikacja. Pomysł strony pozwanej na rzekomą konfliktowość
powoda powstał w głowie dyrektora, który usiłował wywrzeć wpływ
na treść opracowywanej przez podległego mu służbowo powoda
opinii sądowej a spotkał się z kategoryczną odmową. Dyrektor
przesłuchiwany na ostatniej rozprawie podkreślił, że w muzeum
panuje rodzinna atmosfera - miał na myśli układ, dla którego byłem
nie do zniesienia jako niezależny biegły sądowy wykonujący
czynności w sprawie w której stroną było muzeum, którego to
dyrektor jest bliskim kolegą dyrektora Piotra Ś.
Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń