sobota, 14 kwietnia 2018

Mistyfikacja tzw. resortowych d. w tzw. muzeum i tzw. sąd pracy (Dorota Czyżewska, Anna Tylec-Dzięcioł, Ewa Stryczyńska, Bogumił Patulski)


Ostatni dzień byłem w pracy 17 maja 2008 roku (sobota, tego dnia w muzeum prowadziłem wykład połączony z prezentacją multimedialną w ramach „Nocy Muzeów”). Wypowiedzenie mi umowy o pracę, nastąpiło bezpośrednio po moim powrocie z urlopu (chodziło o czas bez mojej obecności w muzeum, tak aby można było „spokojnie” przygotować moje „odejście”), w dniu 26 maja 2008 roku wręczone mi zostało wypowiedzenie umowy o pracę z przysługującym mi trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia z jednoczesnym zwolnieniem mnie w tym czasie od obowiązku świadczenia pracy. W trakcie jak się pakowałem i wynosiłem swoje rzeczy z muzeum (miałem w pracy dużo prywatnych książek koniecznych do pracy) byłem kilkakrotnie ponaglany do wyjścia i straszony usunięciem siłą. W tych okolicznościach oświadczyłem, że gdybym był wyrzucany siłą, będę dzwonić do Państwowej Inspekcji Pracy. Cały dzień pilnowali mnie na polecenie Piotra Ś.: Ewa Z., Dorota W., Bogumiła M., Sebastian J. i pracownik ochrony Bogusław M. Bez mojej wiedzy zagarnięto moją służbową pieczątkę. Po opuszczeniu muzeum następnego dnia wróciłem celem zabrania pozostałych moich rzeczy ale nie zostałem już wpuszczany (pozostałe książki wrzucono do kartonów i oddano dopiero po jakimś czasie). Po 26 maja 2008 roku nie byłem wpuszczany do muzeum. Po usunięciu mnie z pracy szukano powodów do postawienia mi fikcyjnych zarzutów.
Powodem zwolnienia miała być moja rzekoma „konfliktowość”, która ujawniła się dopiero po blisko 11 latach pracy w warszawskim muzeum. Przez cały czas pracy w muzeum systematycznie awansowałem, pracodawca wysyłał mnie na swój koszt na różne kursy, szkolenia, studia podyplomowe. Otrzymywałem również nagrody pieniężne oraz premie. Przez ostatnie 5 lat byłem kierownikiem działu merytorycznego. Nigdy nie otrzymałem żadnej nagany ani kary. Przez cały okres zatrudnienia w muzeum nigdy w stosunku do mojej osoby, ani ze strony pracodawcy, ani ze strony innych współpracowników nie były pod moim adresem kierowane żadne zarzuty.
Fikcyjny powód wypowiedzenia umowy o pracę, całkowicie odbiegający od rzeczywistości i drastyczny sposób w jaki zostałem odsunięty od świadczenia pracy są to szykany spotykające mnie w ramach szczególnie wrogiej kampanii ze strony byłego pracodawcy, mające na celu zdyskredytowanie mnie w środowisku muzealnym i spowodowanie abym nie mógł podjąć pracy w muzeach (tzw. wilczy bilet).

Prawdziwymi powodami usunięcia mnie z muzeum były m.in.:
1. naciski na biegłego sądowego (http://zwokandy.blogspot.com/2014/04/naciski-na-biegego_4064.html)
2. działalność w muzeum spółki TU. T. (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/tu-t.html)
3. konieczna do pracy w państwowym muzeum przynależnością do PZŁ (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/koniecznym-wymogiem-pracy-w-dziale-p.html)
4. bezprawne wykorzystanie przez muzeum fotografii (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html)

Po pozbyciu się mnie z tzw. muzeum szukano powodów do postawienia mi rzekomych zarzutów, w wyniku czego skierowano przeciwko mnie szereg nieprawdziwych oskarżeń, m.in. o:
A. kradzież kaczki krzyżówki (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-kradziez.html, http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/zmiany-w-protokole-rozprawy-stronniczy.html)
B. wysyłanie anonimów (http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-wysyanie.html, http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/za-co-biora-pieniadze-majacy-czuwac-nad.html)

W poczuciu pokrzywdzenia mnie przez pracodawcę 2 czerwca 2008 roku skierowałem pozew do sądu pracy o uznanie powodu wymówienia za bezzasadny przeciwko nieistniejącemu dzisiaj muzeum (http://zwokandy.blogspot.com/2018/02/likwidacja-zor-gr-p-tzw-muzeum-owiectwa.html).
Pozwem „zajęły się” oddalając go tzw.:
1. Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia, Wydział VIII Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, sygn. akt VIII P 598/08, w składzie: przewodniczący ssr Dorota Czyżewska (powołana przez prezydenta Andrzeja Dudę na tzw. sso w Warszawie, del do tzw. Sądu Apelacyjnego w Warszawie), ławnicy: Ewa Brzezińska, Janina Szczęsna-Ignaczak, Anna Stefania Solicka,
2. Sąd Okręgowy w Warszawie, Wydział XII Pracy, sygn. akt XII Pa 556/09, w składzie:
a. przewodniczący: sso Anna Tylec (spr.), obecnie Anna Tylec-Dzięcioł, adwokat, kancelaria indywidualna, ul. Ks. Brzóski 102, 43-300 Bielsko-Biała
b. sso Ewa Stryczyńska, wyrok dyscyplinarny – nie odpowiadała karnie (zasłoniła się immunitetem), znajoma byłego premiera, nominowana do tzw. KRS przez Lecha Kaczyńskiego, del. do tzw. Ministerstwa Sprawiedliwości, tzw. wizytator w tzw. Sądzie Okręgowym w Warszawie, tzw. ssa w Warszawie, del. do tzw. KRS
c. sso Bogumił Patulski, opisywany np. w „Afery Prawa”, były prezes tzw. Sądu Rejonowego w Pruszkowie, tzw. sso w Warszawie

Tzw. sąd zasądził od powoda dla podającego się za tzw. r.pr. Jana M. kwotę 2700 zł. celem ukarania powoda.

Na czele z,g.p. stoi powołujący tzw. sędziów były p. Bronisław K.
(http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/posrod-owieckiej-braci.html,

http://zwokandy.blogspot.com/2015/04/bronisaw-komorowski-nie-jest.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/200-za-200.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/12/strzezcie-sie-tych-ludzi.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2016/04/iwona-k.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2016/11/prominencka-zorganizowana-grupa-p.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/07/koniec-z-fikcja-o-niezawisych-sedziach.html)

Bronisław K. jest oddanym towarzyszem polowań i biesiad myśliwskich d. Piotra Ś. (z,g.p.; tzw. resortowe d.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-kradziez.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/11/wystepy-p-piotra-s-w-sadzie.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/04/naciski-na-biegego_4064.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/tu-t.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-wysyanie.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/koniecznym-wymogiem-pracy-w-dziale-p.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/wystapienie-pokontrolne-do-tzw-muzeum.html)

Tzw. muzeum przed tzw. sądem reprezentował podający się za tzw. r.pr. Jan M. (z,g.p.; tzw. resortowe d.; reprezentował przed tzw. sądami także jako osoby prywatne: Piotra Ś., Stefana O., Emilię B., Marka M.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2016/12/zorganizowana-grupa-p-jan-m-stefan-o.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/12/zgp-marek-m-jan-m-anna-m-piotr-a.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2018/02/radca-prawny-jan-malik-i-dyrektor.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/nieprawdziwe-oskarzenia-o-kradziez.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/11/wystepy-p-piotra-s-w-sadzie.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/sadowe-kamstwa-wicedyrektora-stefana-o.html)

Stefan O. (z,g.p.; tzw. resortowe d.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2016/12/zorganizowana-grupa-p-jan-m-stefan-o.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/02/bezkarny-stefan-jan-o-tzw-resortowe-d.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/waza.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/sadowe-kamstwa-wicedyrektora-stefana-o.html,

http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/wystapienie-pokontrolne-do-tzw-muzeum.html),

Emilia B. (z,g.p.; tzw. resortowe d.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/waza.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2015/02/sadowe-kamstwa-wicedyrektora-stefana-o.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/10/wystapienie-pokontrolne-do-tzw-muzeum.html)

Karina S. (z,g.p.; tzw. resortowe d.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/gwiazda-szeryfa-muzeum.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2014/05/fotografie-na-stronie-internetowej.html)

Marek M. (z,g.p.; tzw. resortowe d.)
(http://zwokandy.blogspot.com/2017/03/bezprawne-zadania-funkcjonariusza-marka.html,
http://zwokandy.blogspot.com/2017/12/zgp-marek-m-jan-m-anna-m-piotr-a.html)

Fragmenty z uzasadnienia apelacji z 21 sierpnia 2009 roku.

Obserwowałem co się dzieje w Sądzie, kiedy kolejne przedstawiane przeze mnie dowody świadczące o prawdziwych powodach wyrzucenia mnie z pracy były lekceważone i nie brane pod uwagę, pomijane, niechętnie przyjmowane albo nieprzyjmowane, a strona pozwana nie przedstawiła jednego dowodu materialnego tylko zeznania „przygotowanych” pracowników – członków nieformalnego układu. Z tego powodu część dowodów przedstawiam dopiero teraz ponieważ wcześniej nie było to możliwe i nie miały dla Sądu żadnego znaczenia przedstawione przeze mnie niepodważalne dowody. Jednocześnie Sąd bardzo wyraźnie dawał do zrozumienia, że ma dużą niechęć do ujawnienia prawdziwych powodów wyrzucenia powoda z pracy. Sąd protokołował to, co przemawiało na korzyść jednej strony – strony pozwanej. W moim zeznaniu, co zdanie, musiałem prosić o zaprotokołowanie ponieważ moje zeznanie było nie protokołowane i Sędzia chciała tylko szybkiego zakończenia przesłuchania. Sądowi wyrok był znany jeszcze przed zeznaniami powoda. Sędzia już na początku procesu miała wyrobione zdanie, co do wyroku niekorzystnego dla powoda. Świadkami pozwanego są jego pracownicy, na których pracodawca ma duży wpływ, dopóki pozostają jego pracownikami. Założenie przez Sąd a priori kto jest winien i późniejsze przyjmowanie tylko tych dowodów z zeznań świadków, które „potwierdzały” rzekomą konfliktowość powoda „co w konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania niektórych przedsięwzięć” w Muzeum, dopełniło obrazu sprawy przebiegającej przed tzw. Sądem.
Zastępca dyrektora Stefan O. manifestuje swoją niechęć do powoda wypowiadając m.in. słowa na temat powoda: „generalnie nie był uśmiechnięty, miał zaciśnięte usta, wrogi, srogi wzrok. To się wiązało z wyrazem twarzy”. W innym miejscu zeznaje: „pani Karina S. została skazana na to, aby przebywać w jednym pomieszczeniu z panem Wojczukiem”. Słowa świadka są nieprawdziwe i uwłaczają godności powoda.
Zastępca dyrektora Stefan O. zeznaje: „to zrodziło nietypową atmosferę w muzeum, wychodząc z pokoju zamykaliśmy drzwi na klucz wzorem powoda i zabieraliśmy klucz”. Jest to nie prawda zawsze w historii Muzeum drzwi wszystkich pomieszczeń (poza toaletą) sal ekspozycyjnych, magazynów, pomieszczeń gdzie pracowali pracownicy zamykane były na klucz. W Muzeum istnieje specjalna szafka do przechowywania kluczy, zamykana oczywiście na klucz. Jest zarządzenie dyrektora Muzeum na ten temat. Jest to związane z bezpieczeństwem eksponatów. W Muzeum istnieją dwie ewidencje wydawania kluczy. Oprócz zamykania na klucz. Drzwi pomieszczeń, także tych w których pracowali pracownicy były plombowane (kapsle z plasteliną mocowane na zawiązywanych sznurkach, na plastelinie każdy z pracowników odciskał specjalną pieczęć tzw. referentkę, każdy z pracowników wyposażony był w taką referentkę). Na temat tych właśnie referentek zastępca dyrektora Stefan O. zeznaje w dalszej części swoich zeznań, jako specjalista w tej dziedzinie – zatrudniony ok. trzydziestu lat temu w wojsku a później pracownik Muzeum Wojska Polskiego. W Muzeum dochodziło do sytuacji, że zastępca dyrektora Stefan O. zamykał się z zastępującą dyrektora Emilią B. w dwóch połączonych ze sobą pomieszczeniach, które zajmowali, wiem o tym od Sebastiana J., który nie mógł się dostać do tych pomieszczeń, choć wiedział, że obydwoje tam byli bo później widział ich wychodzących z tych pomieszczeń. Na zażyłe stosunki obydwojga świadków wskazują zdjęcia robione przez zastępcę dyrektora Stefan O. zastępującej dyrektora a podległej sobie pracownicy pani Emilii B. w czasie pracy w Muzeum. Dyrektor Muzeum zamykał się w swoim gabinecie na klucz. Sekretarka Ewa Z. wychodząc z sekretariatu np. do księgowości (sekretariat był przejściowym pomieszczeniem do gabinetu dyrektora i przez sekretariat prowadziła jedyna droga do gabinetu dyrektora) zamykała sekretariat na klucz. Dyrektor zostawał zamknięty w środku. Trudno to było zrozumieć, wydaję się, że była to jakiegoś rodzaju obawa i nieufność w stosunku do swoich pracowników. Pracownicy nie mogli zbliżać się do biurka pani Ewy Z., nie poproszeni.
Zastępca dyrektora Stefan O. zeznaje: „ja osobiście od kilku lat unikałem dyżurów z panem Wojczukiem”, co jest nieprawdą, w Muzeum są przechowywane pisemne (podpisane przez dyrektora) albo cyfrowe (z komputera) informacje ze spisami dyżurujących na kolejne kwartały. W tym czasie, o którym zeznaje pan O. kilkukrotnie dyżurowaliśmy wspólnie, poddaje pod ocenę Sadu wartość oświadczeń świadków, którzy jakoby ze mną nie dyżurowali, doprowadzi to do konstatacji, że przez te wszystkie lata pracy w Muzeum dyżurowałem sam, chociaż dyżury były dwuosobowe.
Zastępca dyrektora Stefan O. zeznaje także zapytany przez stronę powodową (pytanie nie jest zaprotokołowane): „To był czas przenosin (2007/2008 r.) i mogliśmy współpracować przy przenoszeniu jakiś rzeczy. Od wiosny 2007 r. do kwietnia 2008 r. rzeczywiście współpracowałem z powodem przy podziale „Variów”. Spotykaliśmy się tylko raz na tydzień. Podczas tej współpracy ja nie miałem większych zastrzeżeń do powoda” co świadczy wbrew innym zeznaniom, według których moja konfliktowość rzekomo miała narastać.
Zeznaje zastępująca dyrektora Emilia B. (podległa Stefanowi O.): „panie sprzątające wchodziły do pokoju powoda za nim przyszedł do pracy. To świadczy o tym, że nie tylko ja, ale i inni pracownicy starali się unikać z nim kontaktów”. Dalej zastępująca dyrektora pani Emilia B., po niezaprotokołowanym pytaniu ze strony pełnomocnik powoda, zeznaje: „sprzątaczki przychodzą do pracy o godzinie 7 i zaczynają pracę od sprzątania naszych gabinetów”. Wyjaśniam, iż pracownicy Muzeum przychodzą do pracy na godzinę 8 a „gabinetów” do sprzątnięcia jest kilka i są one niewielkie. Sprzątaczki sprzątanie całego Muzeum zaczynają od wspomnianych gabinetów i do godziny 8, wszystkie gabinety są sprzątnięte. Przykład ten dowodzi intencji świadka oczernienia powoda, podważa zeznania świadka i czyni je niewiarygodnymi.
O mściwości i przygotowaniu świadków świadczą następujące fakty. Z pisma procesowego pełnomocnik powoda z 21 stycznia 2009 roku: „Już wtedy powód został potraktowany jako intruz, który próbuje - wykorzystując swoją wiedzę jako historyk sztuki - ingerować w zastrzeżone dla Pana Stefana O. imperium”. Późniejsza kierownik Karina S. zeznaje 12 marca 2009 r.: „Nie udostępniając mi drukarki powód mówił, że drukarka jest zepsuta, wiązałam to z podejrzliwością powoda, że idąc do drukarki wkraczam w jego imperium, chodziło też o papier do drukarki, który trzeba było przynosić”. Zeznaje zastępująca dyrektora Emilia B.: „Te problemy przejawiały się tym, że powód ingerował w pracę mojego działu”. Z pisma procesowego pełnomocnik powoda z 21 stycznia 2009 roku: „prośby te miały na celu jedynie usprawnienie funkcjonowania Muzeum, nie wiązały się z żadnymi osobistymi celami powoda, nie stanowiły też prób realizacji jego własnych ambicji”. Zeznaje późniejsza kierownik Karina S.: „To był ton osoby, która się wywyższa i ma wygórowane ambicje”.
Nie zaprotokołowano pytań powoda i pełnomocnik powoda o to, czy dyrektor Muzeum przymuszał powoda do wstąpienia do PZŁ, odbywania stażu i przynależności do koła łow. „A.” a także czy dyrektor Muzeum przymuszał powoda do ponoszenia kosztów z tym związanych, oraz groził usunięciem z pracy w razie nie zapisania się do PZŁ. Sędzia nie protokołując pytań zmienił charakter zeznań dyrektora pozwanego Muzeum w kierunku umniejszenia jego odpowiedzialności za nieprawdziwe zeznania. Już na pierwszej rozprawie doszło do kontrowersji, kiedy Sędzia kazała zaprotokołować inaczej niż zeznał świadek, zwróciła jej na to uwagę pełnomocnik powoda, na co Sędzia zareagowała w ten sposób, że kazała zaprotokołować tak jak chciała poprzednio a nie tak jak zeznał świadek. Pełnomocnik powoda zapytała wtedy, czy rozprawy są nagrywane, czemu zaprzeczyła Sędzia. Wyrok był przygotowany przed przesłuchaniem mnie. Nie protokołowano fragmentów moich zeznań, musiałem kilkakrotnie prosić i zwracać się o protokołowanie, „proszę o zaprotokołowanie, proszę o zaprotokołowanie”. Już na wcześniejszej rozprawie, na której zeznawał dyrektor pozwanego Muzeum nie protokołowano fragmentów moich zeznań. Tzw. Sąd nie dopuścił do zeznań powoda na okoliczność znajomości kontaktów prywatnych i zażyłej znajomości pomiędzy Piotrem Ś. a późniejszym prezydentem Bronisławem K. Uprzednio Sąd zawiesił pytanie w trakcie przesłuchania dyrektora Muzeum na okoliczność jego znajomości z Dyrektorem Krzysztofem K., co ma kapitalny wpływ na udowodnienie, że przyczyną wyrzucenia z pracy powoda był jego udział w charakterze biegłego sądowego w sprawie Z. przeciwko Muzeum Z.
Tzw. świadkowie czerpią wiedzę o zdarzeniach od osób trzecich. Symptomatyczne są zeznania zastępującej dyrektora pani Emilii B.: „ja nie próbowała rozmawiać z powodem na ten temat, ale wiem, że koledzy z nim rozmawiali”. Zastępujący dyrektora Stefan O. także dopasowuje się do tego rodzaju zeznań: „Nie przypominam sobie abym był świadkiem scysji pomiędzy panem Wojczukiem a innymi kolegami, ale słyszałem o nich na bieżąco”.
Zastępująca dyrektora Emilia B. zeznaje: „te problemy przejawiały się tym, że powód ingerował w pracę mojego działu, na przykład zajmował się obiektami, które leżały w gestii naszego działu. Robił im zdjęcia, pisał artykuły bez uzgodnienia tego z naszym działem”. Są to nieprawdziwe zarzuty, ponieważ artykuły były publikowane w prasie branżowej znanej pracownikom i zarówno ze strony innych pracowników jak i dyrektora tego rodzaju zarzuty nie były podnoszone. Zastępujący dyrektora Stefan O. zarzuca powodowi: „wchodzenie w moje kompetencje jako fotografa muzeum”. Dalej Stefan O. zeznaje „ja posiadałem wyłączność na fotografowanie eksponatów muzealnych. Tak mi powiedział dyrektor 5 lat temu. Na użytek służbowy i prywatny żaden inny pracownik nie był uprawniony do robienia takich zdjęć. Eksponaty będące własnością muzeum mogłem fotografować tylko ja”. Pan Stefan O. prowadził w zeszycie, ewidencję wypożyczanego sprzętu innym pracownikom, przynajmniej kilkukrotnie, na polecenie dyrektora, pożyczałem od tzw. świadka zastępcy dyrektora Stefana O. sprzęt fotograficzny do użytku służbowego; aparat fotograficzny, statyw, oświetlenie halogenowe. Chciałbym dodać, że fotografowanie w zawodzie historyka sztuki jest nieodzowne, jest niejako częścią tej profesji, przy dokumentowaniu obiektów istnieje konieczność ich uwieczniania – fotografowania. Przez całe lata współpracowałem z branżowymi miesięcznikami, takimi jak: „Gazeta Antykwaryczna”, „Art & Business” publikując w nich setki fotografii dzieł sztuki i rzemiosła. Faktem nie bez znaczenia jest, że w latach 90-tych pracowała w Muzeum pani Elżbieta S., zawodowy fotograf ale jak się okazało nie wytrzymała „konkurencji” z panem Stefanem O. jako muzealnym „fotografikiem” - jak go określiła Emilia B. – i pani S., wbrew temu, że robiła najlepsze zdjęcia eksponatom w historii Muzeum i nadal chciała pracować w Muzeum, musiała odejść z pracy.
Obydwoje tzw. świadkowie, pani B. i pan O. zeznali w tym samym duchu, że powód interesował się „eksponatami z Działu Sztuki”, „robił im zdjęcia, pisał artykuły” i cóż w tym niedobrego, że popularyzuje się wiedzę o eksponatach muzealnych znajdujących się w zbiorach publicznych, jest to jeden z celów działalności muzeów! Dyrektor Muzeum też nie widział w tym nic złego. Działo się to za jego przyzwoleniem skoro jeszcze wtedy dalej mogłem pracować w Muzeum. Zastępująca dyrektora Emilia B. idzie dalej i zeznaję, że powód zajmował się tym „bez uzgodnienia tego z naszym działem” co jest nieprawdą. Przygotowując publikację o winietach myśliwskich znałem zbiory przechowywane w Variach Działu Sztuki, ponieważ napisałem w publikacji, że „W zbiorach Muzeum Ł. i J. w Warszawie (Varia Działu Sztuki) przechowywane są dwa egzemplarze dyplomu zaprojektowanego przez Ejsmonda”. Nie było by możliwe abym o tym napisał bez uzyskania dostępu do informacji w Dziale Sztuki. Sam fakt, że sfotografowałem dwa dyplomy – fotografie wydrukowane jako ilustracje do publikacji – dowodzi, że działo się to za zgodą i przyzwoleniem dyrektora i Działu Sztuki, w przeciwnym razie już wtedy spotkałyby mnie za to jakieś nieprzyjemności, a nic takiego się nie stało, przeciwnie gratulowano mi opublikowania ciekawego materiału. Zwracam uwagę na fakt, że obok mojego imienia i nazwiska jako autora opublikowanego materiału jest podpis „Muzeum Ł. i J.”. Co podkreślało moje związki z Muzeum i było ich oficjalnym potwierdzeniem. Pragnę zaznaczyć, że wymienione dyplomy zostały za przyzwoleniem i z inicjatywy Działu Sztuki przekazane potem do działu, w którym pracowałem. To, że powód pisał o eksponatach „bez uzgodnienia tego z naszym działem (Działem Sztuki)” - chociaż jak udowodniłem to powyżej jest to zarzut nieprawdziwy – dało przyczynek do postawienia bezpodstawnych i nieprawdziwych oskarżeń „że powód ingerował w pracę mojego działu” (tzw. świadek Emilia B.), „interesował się działem sztuki” (tzw. świadek Stefan O.) i miało to być najprawdopodobniej zdaniem tzw. świadków dowodem mojej rzekomej konfliktowości.
Ze strony pozwanego tzw. Muzeum nie było odpowiedzi na dowody i argumentację przedstawioną w pismach procesowych. Strona pozwana nie przedstawiła żadnego dowodu na rzekome kłopoty „z ułożeniem współpracy i wzajemnych relacji z powodem, przejawiających się w braku możliwości porozumienia, wynikającego z egoistycznego podejścia powoda do wielu problemów oraz jego nieufności oraz podejrzliwości, co w konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania niektórych przedsięwzięć” wypowiedzenie umowy o pracę oparte jest jedynie na pomówieniach dotyczących części ww. sentencji, już bez możliwości pomówień dotyczących konsekwencji prowadzących do opóźnień a nawet blokowania niektórych przedsięwzięć, które usiłowali podtrzymać reprezentanci strony pozwanej.
Według zeznań dyrektora Muzeum Piotra Ś.: „Pod moją nieobecność dokumenty podpisuje pani B. i pan O. Byli oni też przełożonymi pracowników pod moją nieobecność”. „Na pytanie pełnomocnika powoda (tzw. świadek O. zeznaje): Nie łączyły mnie z powodem relacje hierarchiczne”.
„Generalnie sprawa pana Wojczuka była głośna i bulwersująca w naszym muzeum i podczas spotkań wymienialiśmy różne uwagi. Dziś już nie potrafię powiedzieć, co który pracownik powiedział”. Dyrektor Piotr Ś. pomówił mnie o konfliktowość, bez wyjaśnienia o co chodzi, natomiast buduje atmosferę oskarżeń ze strony świadków o konfliktowość. Powstaje pytanie, czemu miały służyć spotkania organizowane w czasie pracy Muzeum poświęcone „sprawie pana Wojczuka”, już po wyrzuceniu mnie z pracy. Odpowiedź nasuwa się sama, było to niezgodne z prawem „przygotowywanie” świadków do zeznań przed sądem, tak aby zeznawali zgodnie z interesem pozwanego a nie zgodnie z prawdą. Dyrektor Piotr Ś. powtarza z pamięci, raz i drugi, kolejne przykłady pomówień „zasłyszane od świadków” występujących w procesie, np. „nie pamiętam, czy byłem świadkiem sytuacji związanej z aparaturą nagłaśniającą, a wiem o tej sytuacji, bo bezpośrednio po niej rozmawiałem z panem Markiem M.” co dobitnie świadczy o „przygotowywaniu” świadków w Muzeum do składania zeznań przed Sądem. Na większość pytań powoda i pełnomocnika powoda dyrektor Piotr Ś. (tzw. resortowe dziecko) odpowiada: „nie pamiętam”, co dowodzi najprawdopodobniej chęci ukrywania przez niego prawdy. Zastanawia sytuacja, że dyrektor: „nie pamiętam, czy byłem świadkiem sytuacji związanej z aparaturą nagłaśniającą, a wiem o tej sytuacji, bo bezpośrednio po niej rozmawiałem z panem Markiem M.”. Może dziwić fakt nie pamiętania uczestniczenia w zdarzeniu ale pamiętania momentu poinformowania o nim. Dyrektor stara się poświadczyć zaistnienie zdarzenia (w swoim interesie pomówić mnie o konfliktowość), natomiast ewentualną odpowiedzialność za (zdarzenie takie nie miało miejsca) przenosi na pana Marka M. Dowodzi to przygotowywania świadków i pozwanego do zeznań w czasie pracy w Muzeum.
W Muzeum panuje układ. Dyrektor wykorzystuje pracowników, sam zeznał, że były to „w relacjach ojciec-syn” w pracy, jak to rozumieć? Zwracam uwagę na fakt, że ze strony muzeum nie ma jednego dowodu na moją konfliktowość tylko zeznania świadków tkwiących w układzie, kiedy z mojej strony jest przedstawionych dużo dowodów na nieprawdziwość, tego jakobym miał być konfliktowy i liczne dowodów na nieprawdziwe zeznania tzw. świadków. Zarzuty są bezpodstawne i niezgodne z prawdą i dowodami. Nie przedstawiono nawet jednego dowodu na potwierdzenie zarzutów. Jest to zmowa. Cyniczny stosunek doprowadzony do granic, kiedy to odwraca się sytuację i swoją winę obraca na winę powoda. Są to pomówienia wypreparowane w muzeum o takim charakterze i w ten sposób przedstawiane przez przygotowanych świadków, aby powód nie mógł ich odeprzeć na podstawie dowodów. Świadkowie strony pozwanej nie mają na potwierdzenie czczych pomówień przygotowanych żadnych dowodów.
Zastępująca dyrektora Emilia B. zeznała: „Grafik dyżurów opracowywaliśmy wspólnie. Wskazywaliśmy nasze propozycje i one były uwzględniane przez panią z Działu Oświatowego”. Pani B., w przeciwieństwie do kolegi z pracy pana J., była uprzywilejowana i mogła składać koleżance z działu oświatowego „propozycje nie do odrzucenia”. Kwestia przydzielania dyżurów była niesprawiedliwa i udało mi się ją uregulować. Ewa G. (były pracownik, Kierownik Działu Oświatowego i Wystaw) i Anna H. (pracownik tego samego działu) odpowiedzialne były za ustalanie dyżurów tygodniowych (oprowadzanie na salach wystaw, dwa razy w kwartale) i dyżurów sobotnio-niedzielnych (raz na kwartał). Według słów Ewy G. dyżury przydzielane były „po uważaniu” czyli najpierw w najdogodniejszych terminach wpisywały się same a później pozwalały, według przez siebie ustalonej kolejności, wpisywać się pracownikom. Dochodziło do tego, że niektóre osoby „wpisywały się” zwykle na końcu. Np. pan Sebastian J. otrzymał dyżury: 10 - 13 kwietnia 2007 roku (w tym tygodniu wypadały Święta Wielkanocne i pan J. nie mógłby ich przedłużyć biorąc urlop) i 30 kwietnia – 4 maja 2007 roku (znowu brak możliwości przedłużenia długiego weekendu majowego). W wyniku czego pan J. nie wpisywał się sam na listę z dyżurami, tylko wpisywała go pani H., bo de facto nie miało to już żadnego znaczenia – zostawały tylko dwa puste miejsca na wpis pana J. Sprawę niesprawiedliwości takiego „rozwiązania” podniosłem na spotkaniu związków zawodowych, w protokole spotkania z 5 lutego 2007 roku jest to zapisane. Na spotkaniu pracowników Muzeum w dniu 16 lutego 2007 roku, wystąpiłem jako przedstawiciel związków zawodowych, w sprawie sprawiedliwego rozdziału dyżurów. Padły rozmaite propozycje rozwiązania problemu. Ostatecznie, przegłosowano, że lista dyżurujących ustalana będzie drogą losowania. Osoba, która wylosowała pierwszą pozycję na liście, pierwsza wybiera termin dyżuru. Przy następnej kolejce miejsce osoby z pozycji pierwszej zajmuje osoba znajdująca się na pozycji drugiej (to ona wybiera termin dyżuru jako pierwsza) a osoba z pozycji pierwszej, przechodzi na koniec listy i dostaje jedyny wolny termin dyżuru jaki pozostał. Nie podobało się to Dyrektorowi, że Wojczuk się rządzi.
Dyrektor Muzeum Piotr Ś. zeznaje: „Inna sytuacja miała miejsce przy podnoszeniu eksponatu z działu powoda, kiedy potrzebna była nam pomoc jeszcze jednej osoby. Poprosiłem sekretarkę, by zawołała powoda, ale okazało się, że nie ma on czasu nam pomóc. Cała operacja trwała 4 minuty. To świadczy o podejściu powoda do współpracy.”. Dalej dyrektor zeznaje „Przy przenoszeniu skóry lwa uczestniczyłem ja, pan Marek M. i jeszcze inne osoby. Nie zastanawiałem się wówczas nad ilością wolnego miejsca w sali. Wiedziałem tylko, że potrzebujemy wsparcia. Do powoda wysłałem tylko panią kadrową. Nie wiem co on wtedy robił, ale to nie ma znaczenia”. Sensowność działań – czterominutowa „operacja” polegająca na „podnoszeniu eksponatu” bez znajomości miejsca złożenia tego eksponatu, stawia pod znakiem zapytania rzeczywiste zaistnienie tego faktu. Budzi wątpliwość fakt, czy chodziło o podnoszenie czy przenoszenie skóry lwa, dla której były jakieś problemy ze znalezieniem miejsca w sali, jak zeznaje dyrektor. Dyrektor nie pamięta innych „uczestników” podnoszenia– przenoszenia (?) skóry lwa (poza sobą i panem Markiem M.). Tzw. świadek pan kierownik Marek M. nie wspomina w swoich zeznaniach o tym zdarzeniu. Natomiast pamięta, że przy tym nie było powoda. Zgodnie z zasadami panującymi w Muzeum, pracownik działu odpowiada za eksponaty z jego działu, jako osoba obowiązkowa, co podkreślają w swoich zeznaniach wszyscy świadkowie łącznie z dyrektorem, a także odpowiedzialna za eksponat musiałem być i pomagać przy tej „operacji” o ile tylko byłem w pracy. W działach merytorycznych muzeum (zajmujących się eksponatami i działającymi w budynku, w którym odbywała się „operacja”) zatrudnionych było tylko trzech mężczyzn – panowie Stefan O., Sebastian J. i ja, reszta to panie. Ze względu na wielkość i ciężar eksponatu wszyscy wymienieni pracownicy merytoryczni musieli w „operacji” brać udział. W trakcie jedenastoletniej pracy w Muzeum tysiące razy przenosiłem wielkie i ciężkie eksponaty, które należały do działu w którym pracowałem, w trakcie licznych remontów, wypożyczeń eksponatów, modernizacji ekspozycji itd. W tym czasie skóry lwów były przenoszone, przynajmniej kilkanaście razy.
Świadek Karina S. protegowana d. Piotra Ś. zeznała: „Płakałam w rękaw pani Emilii B. i mówiłam jej, co czuję siedząc w pokoju z człowiekiem którego nie rozumiem i z którym nie mogę sobie ułożyć współpracy”. To co zeznała tzw. świadek S. dowodzi nie możności pogodzenia się z faktem, iż świadek w czasie pracy siedzi w jednym pokoju z kolegą, którego nie rozumie. Nie ma w tym winy kolegi, że świadek go nie rozumie. Nie można obwiniać drugiego człowieka o to, że nie jest się go w stanie zrozumieć. Jest przyjęte i akceptowane w naszym społeczeństwie siedzenie, stanie, pracowanie a także wykonywanie innych czynności przez jednostki i grupy społeczne w pobliżu innych jednostek i grup społecznych nawet inaczej myślących czy nierozumianych. Nie można kwestionować prawa do siedzenia i pracowania w tym samym pokoju dla drugiego człowieka, nawet wtedy jeśli się go nie rozumie! Tego rodzaju zeznania są dowodem na dyskryminację nierozumianego kolegi z pracy i należało by rozważyć dopuszczenie ich przez Sąd jako dowodu z zeznań. To, że zdaniem tzw. świadka Kariny S., nie może sobie ułożyć współpracy z kolegą z pokoju nie dowodzi jakiejkolwiek w tej kwestii winy kolegi. Takie stwierdzenie tzw. świadka może być dowodem na pretensje tzw. świadka do samej siebie z powodu ww. niemożności i pewnej niemocy ułożenia sobie współpracy z kolegą. Mówienie przez tzw. świadka Karinę S. tzw. świadkowi Emilii B., co się czuje w związku z ww. niezrozumieniem i niemożliwością ułożenia sobie współpracy dowodzi, jak domniemam, wielkiej konieczności werbalizowania własnych odczuć w miejscu pracy. Może także dowodzić pewnych intencji przeniesienia z siebie odpowiedzialności za rzekomo zaistniałą ww. sytuację niezrozumienia i niemożliwości ułożenia sobie współpracy, na otoczenie.
Tzw. świadek Karina S. zeznaje: „wiem, że był lęk, że powód wróci do pracy, wtedy pojawiłyby się te same problemy. Po jego odejściu poczułam ulgę. W 2008 poszłam do dyrektora i powiedział, że jubileusz doprowadzę do końca, a potem odejdę [prowadzi swoją działalność w tzw. muzeum po dzień dzisiejszy]. Musiałam zrewidować swoje plany z uwagi na ciążę, ale moja determinacja była duża. Lubię pracę w muzeum, cenię ją sobie, lubiłam tam przychodzić, problem stanowiła relacja z powodem”. Zenanie tzw. świadek Kariny S. można odczytać jako szantaż najpierw prowadzący do wyrzucenia z pracy powoda a później jako szantaż tzw. Sądu przed ewentualnym powrotem do pracy powoda. Zorganizowana grupa p. złożona m.in. z Kariny S. i Piotra Ś. doprowadziła swoimi działaniami do wyrzucenia z pracy powoda, kierowania przeciwko niemu licznych nieprawdziwych oskarżeń i wyposażenie powoda w „wilczy biletu na pracę w muzeach”.
Zeznaje tzw. świadek Karina S., która w wieku dwudziestu kilku lat została za sprawą tzw. resortowego dziecka d. Piotra Ś. kierownikiem: „Z mojej winy protokół zdawczo-odbiorczy serwisu www. Muzeum został powodowi przedstawiony w kwietniu 2008 r., nie przypominam sobie żebym nakłaniała powoda do podpisania tego protokołu bez daty. Nie przedstawiłam powodowi treści umowy na wykonanie serwisu www. Muzeum ale wskazałam mu sposób, w jaki powód może się z nią zapoznać”. Kierownik Karina S. przyznała, że z jej „winy protokół zdawczo-odbiorczy serwisu www. Muzeum został powodowi przedstawiony w kwietniu 2008 r.” co było złamaniem warunków umowy na wykonanie serwisu www nr 106 z dnia 28 września 2007 r. „co w konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania niektórych przedsięwzięć” (co bezpodstawnie zarzucili powodowi tzw. świadkowie w piśmie z 12 maja 2008 r. i dyrektor w dokumencie rozwiązania umowy o pracę; następnie tzw. świadkowie i dyrektor tzw. resortowe dziecko nie mogli tego w żaden sposób udowodnić i wycofali się z tych zarzutów a m.in. na podstawie tych zarzutów powód został wyrzucony z Muzeum). Dalej tzw. świadek kierownik Karina S. zeznaje „nie przypominam sobie żebym nakłaniała powoda do podpisania tego protokołu bez daty”. Jest to nieprawda, protokół jest datowany na 15 lutego 2008 r. Po raz kolejny wykazałem, że świadek składa nieprawdziwe zeznanie, co je podważa. Z korespondencji mailowej od 24 kwietnia 2008 r. do 5 maja 2008 r. jasno wynika, że świadek Karina S. opóźniła prace i z wielką niechęcią pogodziła się z udostępnieniem powodowi treści umowy („umowę tę udostępnię Ci do przejrzenia jedynie na miejscu, tj. w moim pokoju”); umowy dotyczył protokół, którego podpisania od powoda żądano. W korespondencji mailowej zwraca uwagę fakt, że tzw. świadek kierownik Karina S. nie odpowiada na maile od powoda, ponadto błędnie sobie tłumaczy jego zachowanie (zachowanie powoda ocenia a priori pejoratywnie, równocześnie karci powoda). Zeznaje dyrektor Muzeum: „Kolejny przykład złej współpracy powoda z pracownikami to kwestia naszej strony internetowej. Gdy wszystko było gotowe zależało mi na tym by kierownicy merytoryczni jak najszybciej sprawdzili i swoim podpisem potwierdzili, że ich uwagi zostały uwzględnione. Dwóch kierowników podpisało pismo o braku uwag, a sprawa zacięła się gdy dotarła do powoda, który domagał się mailowo od pani Kariny S. przedstawienia dodatkowych dokumentów. Z zeznania dyrektora najprawdopodobniej wynika, że musiał wywierać presję na powoda aby powód podpisał antydatowany protokół.
Dyrektor zeznaje: „Innym przykładem współpracy powoda z pracownikami jest sytuacja pań z działu konserwacji. Ich zadaniem jest między innymi kontrola pomieszczeń pod kątem wilgotności i temperatury w salach. Kiedy przyszły do sali wystawowej, którą przygotowywał powód, celem dokonania rutynowej kontroli, powód nie wpuścił ich do sali, zamknął ją, odniósł klucz na portiernię i stamtąd musiały go komisyjnie zabrać.” W Muzeum obowiązywały przepisy podpisane przez Dyrektora, które zobowiązywały każdego z pracowników, przy każdym wejściu do sali wystawowej, do pobrania klucza od portiera, wpisania się do ewidencji pobrania kluczy i przed otworzeniem kluczem, do zdjęcia plomby z numerem tzw. referentki osoby, która zamykała drzwi na klucz poprzednio i plombowała. Zatem każdorazowe wejście do sali wystawowej wiąże się z pobraniem klucza, wpisaniem do ewidencji pobrania kluczy i utworzeniem komisji, która przed otworzeniem kluczem drzwi sprawdzi plombę z numerem tzw. referentki osoby z poprzedniej komisji, która zamykała drzwi na klucz i plombowała. Ściśle się stosowałem do zarządzenia dyrektora. Cytując zeznania dyrektora: „powiem więcej – powód wykonywał moje polecenia bez zastrzeżeń.”. Sala wystawowa była otwarta dla zwiedzających nie wspomniawszy już o pracownikach tzw. muzeum, zatem panie z działu konserwacji mogłyby wejść same bez żadnych przeszkód z czyjejkolwiek strony. Jest to kolejny dowód preparowania rzekomych zarzutów, cynizmu i pomówienia osoby powoda.
Zeznaje tzw. świadek kierownik Karina S.: „od końca 2005 r. te kontakty się pogarszały, apogeum był rok 2006-2007, kiedy nastąpił remont poddasza. Po remoncie zostaliśmy rozdzieleni. W latach 2006-2007 płakałam po rozmowach z powodem”. W trakcie remontu nie przebywałem w pokoju ze świadkiem Kariną S. Powodem wszystkich uprzedzeń do mnie tzw. świadka pani Kariny S. mogły być kilkukrotnie przeze mnie odrzucane propozycje niedwuznacznych spotkań po pracy. W tym czasie spotykałem się z inną panią i moje spotkania z panią Kariną S. były niemożliwe z tego powodu, o czym ją kilkukrotnie informowałem. Dyrektor Muzeum sprzyjał zamiarom pani Kariny S. i wielokrotnie naciskał na mnie abym się spotykał po pracy z panią Kariną S. (Dyrektor na ostatnie rozprawie oświadczył: „w muzeum panuje ″rodzinna atmosfera″”. Na spotkania po pracy z panią Kariną S. „wysyłał” mnie także kierownik Marek M. Tzw. świadek kierownik Marek M. płakał w trakcie zeznań, czego to może dowodzić - ich wyrzutów sumienia i trudnego położenia, kiedy muszą zeznawać pod przysięgą, przed Sądem nieprawdę.
Emocjonalne stany pani Kariny S. i jej poczucie winy wobec powoda oddaje mail, którego autorką jest pani Karina S. zaadresowany do powoda. Tzw. świadek Karina S. zeznaje: „w ostatnim czasie formalizowana była nasz współpraca, wymienialiśmy się mail'ami mimo że widywaliśmy się przelotnie na korytarzu i część rzeczy można było załatwić telefonicznie albo w bezpośredniej rozmowie. Ta współpraca z powodem powodowała, że zastanawiałam się dużo, dlaczego tak się dzieje i fakt, że inni mogą sobie ułożyć z powodem współpracę skłaniał mnie do rozmowy z powodem, napisałam więc mail'a do niego”. Zeznania tzw. świadka są ze sobą sprzeczne, co czyni je niewiarygodnymi. Mail był wysłany z adresu służbowego kierownik Kariny S. na adres służbowy powoda. Dalsze zeznania tzw. świadka Kariny S.: „przepraszałam powoda, np. w mailu za moje reakcje, że ponosiła mnie ambicja. Skoro przepraszałam to musiałam czuć się winna. Dzisiaj już nie czuję się winna. Mówiąc, że czułam się winna miałam na myśli takie sytuacje, że byłam opryskliwa...”. W mailu (dołączony do akt jako dowód) pani kierownik Karina S. napisała m.in.: „Czasami złość gotuje się we mnie całymi godzinami. I efektem tego są niespodziewane ataki – myślę, że właśnie tak możesz odbierać moje wczorajsze słowa. Jest mi przykro, za każdym razem, kiedy wybucham, bo wiem, że robię źle, że to niczemu nie służy, tylko rani i prowadzi do długich i nie dających spokoju wyrzutów sumienia. Dlatego przepraszam Cie za wczorajszą irytację”. Z wielką łatwością pani kierownik Karina S. przenosi własne zachowania na powoda oceniając, w sobie tylko wiadomy sposób jego postępowanie „bardzo zmieniał się emocjonalnie w ciągu dnia”. Tzw. świadek Sebastian J. mawiał, że „pani Karina S. jest jak bomba hormonalna”. Tzw. świadek kierownik Karina S. dwukrotnie płakała w trakcie swoich zeznań przed Sądem i przez pewien czas nie mogła kontynuować zeznań, czego świadkami byli wszyscy obecni na sali.
W uzasadnieniu wyroku tzw. Sąd powołuje się na pismo z 12 maja 2008 roku do dyrektora Muzeum „informujące o kłopotach z ułożeniem współpracy i wzajemnych relacji z powodem, przejawiających się w braku możliwości porozumienia, wynikającego z egoistycznego podejścia powoda do wielu problemów oraz jego nieufności oraz podejrzliwości, co w konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania niektórych przedsięwzięć”. Są to czcze, w żaden sposób nie udokumentowane pomówienia. Jak zeznał dyrektor Muzeum wymieniając przykłady mojej rzekomej konfliktowości: „to tylko drobne przykłady postawy pana Wojczuka. Nie spowodowały one wymiernych strat ale powodowały dodatkowe utrudnienia innym pracownikom”. Nie zostały przedstawione żadne dowody na „co w konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania niektórych przedsięwzięć”. W innym miejscu dyrektor Muzeum zeznaje: „Powiem więcej – powód wykonywał moje polecenia bez zastrzeżeń.” Dyrektor zeznaje: „Nic przez działalność powoda nie zostało „zawalone”, ale jego postawa utrudniała realizację przedsięwzięć muzeum”. Na pytanie pełnomocnika powoda: Jakie przedsięwzięcia realizowane przez muzeum zostały opóźnione przez powoda, przez jaki czas i jakie były tego skutki? Tzw. resortowe dziecko dyrektor Piotr Ś. odpowiada: „nic ponadto, co powiedziałem wyżej nie mam do dodania.”
Zeznaje tzw. świadek zastępująca dyrektora Emilia B.: „trudno mi wskazać zachowania powoda, które powodowały opóźnienia w realizacji działań Muzeum”. I dalej tzw. świadek Emilia B. zeznaje: „Postawa powoda była dla nas utrudnieniem”. Czy odpowiedzialność, pryncypialność, zdyscyplinowanie, staranność w wykonywaniu powierzonych obowiązków, uczciwość zawodowa, sumienność i pracowitość, dążenie do profesjonalnej perfekcji powoda mogły stanowić „utrudnienie”? Owszem, jak zeznaje tzw. świadek Emilia B., mogły stanowić „utrudnienie” ale tylko dla układu tzw. resortowych dzieci.
Zatem nie ma mowy, zdaniem dyrektora o żadnych opóźnieniach a nawet blokowaniu niektórych przedsięwzięć, co zarzucono mi w piśmie z 12 maja 2008 roku. W konsekwencji późniejsi tzw. świadkowie podpisali się pod nieprawdziwymi stwierdzeniami. Ponieważ nie ma żadnych dowodów strony pozwanej – są tylko pomówienia. Nie zgodne z prawdą pismo oparte na pomówieniach wypreparowane na jego zlecenie pod moją nieobecność w Muzeum (w tym czasie pracowałem jako biegły sądowy) stało się powodem wyrzucenia mnie z muzeum w szczególnie drastyczny i brutalny sposób, zostałem przez byłego pracodawcę skrzywdzony i niesprawiedliwie potraktowany. Były pracodawca poniżył mnie jako pracownika i dopuścił się w stosunku do mojej osoby postępowania uwłaczającego mojej godności.
Zwracam uwagę na sposób formułowania zarzutów przeciwko powodowi, dyrektor Muzeum zeznaje „to tylko drobne przykłady postawy pana Wojczuka” a jakie są te ważniejsze przykłady mojej postawy przejawiającej się rzekomą konfliktowością, jak to rozumieć czy to jakaś źle rozumiana w interesie Muzeum wstrzemięźliwość w zeznaniach kieruje dyrektorem Muzeum? Dlaczego nie ma dowodów ani na te drobne ani na te poważniejsze przykłady mojej rzekomej konfliktowości? Przeciwnie, przedstawiłem liczne dowody na nieprawdziwość stawianych mi zarzutów o rzekomą konfliktowość.
Dyrektor Piotr Ś. zeznaje: „sądząc po petycji [pismo z 12 maja 2008 roku], wszyscy pod nią podpisani mieli trudności w ułożeniu sobie prawidłowych relacji z powodem. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie na czym polegały te trudności”. Zatem na jakiej podstawie zostałem wyrzucony z pracy! „Trudności” pojawiły się po 11 latach mojej pracy w Muzeum. Dyrektor nie umie „odpowiedzieć na pytanie na czym polegały te trudności”. Zatem na podstawie czego sformułował dokument w którym wypowiedział mi umowę o pracę? Reasumując, dyrektor powtórzył w wypowiedzeniu umowy o pracę pomówienia zawarte w piśmie z 12 maja 2008 roku, które to pismo było niezgodne z faktami, jak tego dowiodłem, powołując się na trudności nie wiadomo na czym polegające. Pokazuje to jednoznacznie nieprawdziwość stwierdzeń zawartych w wypowiedzeniu umowy o pracę. Zeznając dyrektor oświadczył: „przyczyną wypowiedzenia o pracę powodowi był jego konfliktowy charakter” a co z resztą pomówień: podejrzliwość, nieufność, egoizm, „co w konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania niektórych przedsięwzięć”. Dyrektor w trakcie procesu sam zawęził powody wypowiedzenia?
O piśmie z 12 maja 2008 roku dowiedziałem się dopiero w wyniku tzw. postępowania sądowego. Wcześniej, za sprawą dyrektora Piotra Ś. nie dane mi było zapoznać się z owym pismem... Nie jest prawdą, jakoby kiedykolwiek ktoś rozmawiał ze mną o kłopotach z ułożeniem współpracy i wzajemnych relacji, przejawiających się w braku możliwości porozumienia, wynikającego z egoistycznego podejścia powoda do wielu problemów oraz jego nieufności oraz podejrzliwości, co w konsekwencji prowadzić miało do opóźnienia a nawet blokowania niektórych przedsięwzięć, dowiedziałem się o tych nieprawdziwych zarzutach dopiero tego dnia, kiedy usunięto mnie z pracy od dyrektora, który w trakcie rozmowy nie wspominał jakoby miał ze mną na ten temat rozmawiać wcześniej. Dowodzi tego także fakt, że tzw. świadkowie stawający na sprawie sądowej twierdzili, że rozmowy takie były ale w tych rozmowach nie uczestniczyli, tylko wiedzieli o nich od osób trzecich.
Pismo jest datowane na 12 maja 2008 r. natomiast wpłynęło do Muzeum (sekretariat dyrektora) 15 maja 2008 roku zatem wykładnia Sądu o „piśmie złożonym na ręce dyrektora 12 maja 2008 roku” nie jest prawdziwa. Przed Sądem nie mogłem z powodu stanowiska zajętego przez Sędziego, niedopuszczającego mnie do składania zeznań, złożyć zeznań.
Kolejnym prawdziwym powodem usunięcia mnie z muzeum było moje pismo z 12 maja 2008 roku (Informacja o wykonaniu zadań nałożonych Zarządzeniem nr 2 Dyrektora MŁiJ z dn. 29-02-2008 r.), w którym zwróciłem uwagę na braki w ewidencji zabytków (brak kart ewidencyjnych) w Muzeum. Przypomniałem o tym Dyrektorowi Muzeum w mailu z 16-05-2008 r. Braki kart ewidencyjnych ujawniły się w związku z przejęciem przez Działy: Hipologii i Przyrodniczo-Łow. tzw. Variów (wcześniej sekcja wchodząca w skład Działu Sztuki) od Działu Sztuki (pracownicy: zastępujący dyrektora Stefan O. i Emilia B. - późniejsi tzw. świadkowie). Braki kart ewidencyjnych miały charakter braków zadawnionych, kart ewidencyjnych nie zakładano całymi latami i było to tolerowane przez Dyrektora. Braki kart ewidencyjnych są w niezgodzie z § 1, ust. 2, pkt. 1 i § 3, ust. 1, oraz § 7, ust. 4, Rozporządzenia Ministra Kultury z 30-08-2004 r. w sprawie zakresu form i sposobu ewidencjonowania zabytków w muzeach. Wpływowi Stefan O. i Emilia B. aby pozbyć się kłopotu i nie zakładać kart złożyli dyrektorowi propozycję nie do odrzucenia przekazania zabytków (muzealiów) do działów, w których nie było braków kart ewidencyjnych. Około połowy maja 2008 roku rozpoczęła się w Muzeum planowa kontrola Najwyższej Izby Kontroli dotycząca ewidencji eksponatów. Zważywszy na powyższe w obawie przed ujawnieniem braków w ewidencji eksponatów, zostałem w tempie natychmiastowym wyrzucony z pracy w Muzeum. Zastępca dyrektora Stefan O. zeznał, że w latach 2007-2008 w trakcie przejmowania Variów, kiedy pracował wspólnie z powodem, współpraca układała się dobrze (!).
Wszyscy świadkowie, którym dowiodłem nieprawdziwych zeznań, zeznawali pod przysięgą.
Zwracam uwagę na fakt, że w 1998 r. kiedy odchodził z pracy w Muzeum ówczesny kierownik działu, w którym pracowałem ja jako jedyny pracownik tego działu przejąłem od niego cały majątek działu. Kilka lat temu przeprowadzane były w trzech działach merytorycznych, które posiadają zbiory eksponatów, spisy z natury, w dziale, w którym pracowałem liczba wpisów inwentarzowych z liczbą eksponatów spisanych z natury były zgodne. To, że „w dniu 26 maja 2008 r. otrzymał[em] z Muzeum wypowiedzenie umowy o pracę za 3-miesięcznym okresem wypowiedzenia i w tym samym dniu (tj. 26.05.2008 r.) został[em] odsunięty od świadczenia pracy”, powyższy cytat z „Zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa” podpisanego przez dyrektora Piotra Ś. uniemożliwiło mi przekazania majątku Działu, łącznie z eksponatami. Niemożność przekazania majątku Działu i w konsekwencji wysunięcie zarzutu rzekomej kradzieży spreparowanej (wypchanej) kaczki krzyżówki, fikcyjny powód wypowiedzenia umowy o pracę, całkowicie odbiegający od rzeczywistości i drastyczny sposób w jaki zostałem odsunięty od świadczenia pracy są to kolejne szykany spotykające mnie w ramach szczególnie wrogiej kampanii ze strony byłego pracodawcy, mające na celu zdyskredytowanie mnie w środowisku muzealnym i spowodowanie np. abym nie mógł podjąć pracy w muzeach jako osoba podejrzana o kradzież eksponatu.
Dowiodłem, co jest zgodne z prawdą, że to nie ja byłem konfliktowy. Moja konfliktowość została, naprędce zaimprowizowana przez pracodawcę. To mistyfikacja. Pomysł strony pozwanej na rzekomą konfliktowość powoda powstał w głowie dyrektora, który usiłował wywrzeć wpływ na treść opracowywanej przez podległego mu służbowo powoda opinii sądowej a spotkał się z kategoryczną odmową. Dyrektor przesłuchiwany na ostatniej rozprawie podkreślił, że w muzeum panuje rodzinna atmosfera - miał na myśli układ, dla którego byłem nie do zniesienia jako niezależny biegły sądowy wykonujący czynności w sprawie w której stroną było muzeum, którego to dyrektor jest bliskim kolegą dyrektora Piotra Ś.







3 komentarze: